środa, 28 grudnia 2011

dni 147-149 - w gościach

Święta były. Udały się nam całkiem bardzo, rodzina dopisała, prezenty fajne.
Ale, z punktu widzenia tego bloga, najważniejsze w Świętach było to, że większość czasu spędzałyśmy poza domem, w gościach (kochana Babcia sama zaproponowała, żebym wzięła psa; drugiego dnia Świąt rodzice uznali obecność Fenki za oczywistość).
Jednym słowem: jest dobrze. Fenka bezwzględnie i absolutnie, mimo moich obaw, zachowuje czystość, a to jest w sumie (szczególnie, że to szczeniak jeszcze) najważniejsze. Jest ciekawska bardzo, ale kradnie mało i tylko z podłogi. Dużo śpi i nie ma problemu z kładzeniem się gdziekolwiek, chętnie pije, je, lubi ludzi. Problemem jest bobrowanie po stołach i szafkach w poszukiwaniu jedzenia oraz, w mniejszym stopniu, wchodzenie na meble. Mebli sama ją nauczyłam, daje się powstrzymać komendą albo natychmiast, także komendą, nakłonić do zejścia. Gorzej z pchaniem ryjka i przednich łapek na meble: owszem, reaguje na "nie", ale później próbuje znowu, znowu i znowu. I szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, jak ją tego oduczyć bez stosowania awersji, szczególnie, że to po pierwsze zachowanie samonagradzające się (raz na sto prób coś się z blatu czy stołu da ściągnąć), a po drugie boję się nauczyć psa, że nagradzam sztuczkę pod tytułem "wchodzę na stół - zeskakuję ze stołu". A awersja nie wchodzi w grę.

Poza tym cóż, od jutra (bo dzisiaj był ostatni dzień leniwca) bierzemy się za długie spacery i porządną pracę, bo minął już ponad tydzień bez przedszkola, a przed nami kolejne dwa i wstyd będzie się zapuścić. Szczególnie, że jest nad czym pracować, bo mnożą się nam sztuczki agilitowe, a powtarzać posłuszeństwo też należy. No i fajnie by było zrzucić z siebie świąteczne rozleniwienie.
Ale mamy sukces: drugiego dnia Świąt poszłam z bratem i jego dziewczyną na spacer z psem po falenickim lesie. Fenka latała bez smyczy, co sprowokowało brata do komentarza, że złoszczą go psy bez smyczy, bo podbiegają do prowadzonego na lince psa rodziców i go zaczepiają. Przyznałam bratu rację, tłumacząc zarazem, że bez smyczy powinny być puszczane tylko psy w pełni odwoływalne, na co on wyraził wątpliwość, czy takie psy istnieją. I w ciągu spaceru Fenka trzy razy pięknie dała się odwołać od innych psów (czyli 3:0, bo nie było odmowy przy odwołaniu). Brat zdumiony, sukces jest.

Myślę nad zakupem krokomierza, bo coraz bardziej podoba mi się dogtrekking. Na razie nie ma mowy o poważnych ćwiczeniach, bo mój glutek wciąż jest szczeniakiem i nie chcę jej przeciążać, ale warto byłoby wiedzieć, ile łazimy i stopniowo wypuszczać się na dalsze wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!