piątek, 31 października 2014

Team Spirit Obedience

Będzie krótko, bo wiadomość taka, że przegadać jej nie ma sensu:

Wczoraj ja i Drugi Ludź, a co za tym idzie, Fenka i Spacja, zostałyśmy przyjęte do klubu Team Spirit Obedience!


(Lunka i Karolek też są w Klubie, Honorowo i zaocznie ;)).

piątek, 17 października 2014

Tropienie użytkowe w Alto Tropy

Po wielu obietnicach, wreszcie zebrałam się do napisania o tropieniu. Smacznego! =)

Nasz przygoda z tropieniem użytkowym trwa od niedawna, bo od 15 września, kiedy to rozpoczął się altowy kurs dla początkujących. Od tego czasu odbyłyśmy w Fenką trzy treningi - to mało, wiem, żeby powiedzieć coś wiążącego, ale na pewno wystarczająco, żeby mieć parę pierwszych wrażeń.

Cały kurs zaczął się wykładem, prowadzonym przez Joannę Stefańską. Dowiedzieliśmy się o podstawach: czym jest trop, jak pies go "odbiera", na czym będzie polegała nasza rola jako przewodnika psa tropiącego, jak wyglądają treningi, jaki sprzęt jest potrzebny itd. Wykład był super, jasny, poukładany i napakowany wiedzą.

Treningi na kursie podstawowym mają na celu budowanie motywacji u psa i pokazanie mu (i przewodnikowi), o co w ogóle chodzi w tej zabawie, oraz wyrobienie rytuału startowego. Ślady są więc bardzo krótkie, a pozorant zazwyczaj ucieka na oczach psa, po uprzednim nakręceniu go (dopiero dalszej jego drogi pies nie widzi i musi tropić - zależy to od psa, czasem pozorant ucieka psu schowanemu za samochód, więc jest trudniej, a czasem pies obserwuje jego drogę przez kilkanaście metrów). Przewodnik często wie, gdzie pozorant się schował - co jest wyzwaniem, bo zadaniem przewodnika jest zasadniczo "nie przeszkadzać", a chciałoby się psu czasem pomóc, podpowiedzieć... Poza tropami psy schowane są w samochodach, na szczęście mimo ciepłej jesieni temperatury na to pozwalały.

Tyle ogólników, a jak to wyglądało w praktyce?
Pierwszy trening odbywał się na osiedlu Zawady. Cały polegał na motywowaniu, więc Fenka ganiała za ciociami, które machały jej przed nosem pysznościami, a potem uciekały i dawały się znaleźć niedaleko. Podobało jej się to ogromnie, szczególnie, że wreszcie nikt na nią nie "krzyczał" za ekscytację (bo wyciszałam ją znikomo i tylko w przerwach). Skuteczność też miała niezłą. Mi się podobało, ale wydawało mi się, że coś robi nie tak, bo cały czas szła z nosem wysoko, najarana strasznie, i miałam wrażenie, że wcale nie tropi, tylko idzie na wzrok. Dopiero prowadząca, Natalia, uświadomiła mi, że jestem głupkiem, bo nie ma takiego cudu, żeby pies znalazł człowieka na wzrok po tym, gdy ów człowiek znika za rogiem i za tym rogiem chowa się dalej. Wychodziło więc na to, że Fenka całkiem ogarniała, może w swoim dzikim, rozkicanym stylu, ale ogarniała.
Dwa następne treningi nastąpiły, niestety moim zdaniem, w dwa kolejne dni - bo jeden termin wypadł mi z powodu powodów.
W sobotę tropiliśmy we Włochach. Fenka, choć po długiej przerwie, nie zapomniała zabawy tropieniowej. Pierwsze ślady miała jednak średnie, zgubiła pozorantkę i przeszła obok niej. Mnie, jak to mnie, od razu zaczęły ogarniać wątpliwości, aż nastąpił drugi ślad, który - wiem, egzaltowana jestem ;) - zachwycił mnie całkowicie i sprawił, że zrozumiałam, co ludzie widzą w tropieniu. Fenek miał znaleźć chłopca, który przeszedł przez skwerek i schował się za autem. Zaraz na wejściu na skwerek nastąpiła pora na klasyczną, treningową kupę - ona już tak ma, ekscytacja pracą = kupa. Byłam pewna, że to koniec zabawy, tak pewna, że wzięłam się za sprzątnie, jednak ledwo wyrzuciłam pełną torebkę to kosza, Fenek przykleił nos do trawy i ruszył przez skwer. Całą jego szerokość pokonał z nosem nisko, jak po sznurku dotarł do kryjówki pozoranta i bardzo się sobą zachwycił. Mi za to szczęka opadła na ziemię i nie chciała nijak się podnieść. Fenka pracowała nosem w sposób super ewidentny*! co więcej, nie rozproszyła jej fizjologia, tylko skupiła się na zadaniu i pięknie je wykonała! No zachwyt.
Niedziela zaś upłynęła pod znakiem pecha - już przed wyjściem na trening wszystko leciało mi z rąk, po drodze (w okolice Traktu Lubelskiego, więc znaną drogą) dwa razy źle skręciłam, no, masakra i zło. Pierwszy trop Fenka dostała bardzo trudny, bo nie widziała uciekającej pozorantki, tylko dostała od razu przedmiot do nawąchania i miała ruszać; w dodatku ja nie wiedziałam, gdzie pozorantka poszła. Widać było, że ogarnia słabo, wciąż pytała mnie, co właściwie ma robić. Potem ruszyła, ja za nią, wyglądała, jakby zrozumiała zadanie, doleciała do skrzyżowania, zaczęła myśleć... i bum! Treningowa kupa. Znowu. tym razem ciężko jej było wrócić do zadania, chociaż kombinowała i mam wrażenie, że myślała nad wyborem właściwej trasy, ale Natalia zarządziła ujawnienie pozorantki i schowanie się znowu. Fenka zajarała się ogromnie widokiem cioci i znalazła ją bez problemu.
Drugi ślad natomiast mnie zniszczył. Tak się złożyło, że nie wiedziałam, gdzie chowa się pozorant. Fenka za to szła niesamowicie wręcz pewnie, jak po sznurku - mimo moich wątpliwości, że idziemy całkiem nie w to miejsce. Znalazła pięknie, dostała nagrodę, pozorant znowu ucieka, ja znów nie wiem gdzie, ruszamy. Fenka idzie mocno, sprawnie, ja za nią. Skręca, ja za nią. Zwalnia, kombinuje, myśli, ja pewna, że się zgubiła. Nagle rusza galopem, skręca znowu - ja byłam już w 100% przekonana, że to nie to (a Natalia została z tyłu, więc założyłam, że nas nie widzi i dlatego nie stopuje)... I nagle Fenka znajduje kryjówkę pozoranta. Okazało się więc wyraźnie, że nie ma dyskusji, muszę w pełni zaufać mojemu psu, bo ona doskonale wie, co robi! No i ach, ależ dumna byłam...

Tropienie więc wydaje się być czymś bardzo fajnym. Tak jak je "reklamowano", buduje więź, poprawia zaufanie do psa, pewnie też na długą metę jego pewność siebie. Męczy, co jest jakoś fajne, bo choć Fenka niewybiegana jest i tak spokojna w domu, to lubię ją konstruktywnie zmęczyć. Ciężko mi się wypowiadać o jej talentach, ale zapewne podpytam o to Natalię w okolicy końca kursu.
Oczywiście, jest wada. Tropienie w takiej formie wykonuje się na dużym pobudzeniu. I z jednej strony super, bo okazuje się, że Fenka mocno pobudzona wciąż ma kontakt z mózgiem i potrafi się skupić na zadaniu. Nie jest to jednak dobre dla psa, którego planowałam wyciszać. Dlatego zamierzam skupić się na pomaganiu jej w zejściu z emocji po śladzie - czy to wyciszeniem norweskim, czy wybieganiem po całym treningu, czy kongiem, a zapewne jakąś kombinacją tego wszystkiego. Bo zależy mi na tym mózgu =).

W temacie, anegdotka: w niedzielę Fenka w aucie darła się tak, że po powrocie z cudzego śladu zastałam obok pana z telefonem, dzwoniącego na policję. Na szczęście sprawa dała się bezproblemowo wyjaśnić, pan zgłoszenie odwołał, zamieniłam jeszcze parę słów z dyspozytorem i wszystko było ok. Pan jeszcze przepraszał mnie wielokrotnie, choć tłumaczyłam mu, że dobrze zrobił i ma słuszne odruchy, a że tym razem alarm był fałszywy, to nie jego wina.
Choć sama sytuacja była zabawna, chętnie uniknęłabym podobnych atrakcji na przyszłość - oraz dla psa na pewno lepiej będzie opanować umiejętność spokojnego czekania na swoją kolej, bez darcia ryja jak zarzynane niewiemco.

Czekają nas jeszcze dwa treningi, kolejny wykład i pytanie, co dalej z tym fantem. A dalsze szkolenie, nie ukrywam, kusi...

* Ja wiem, że tropić można tez górny wiatrem i to jest ok, ale jestem dramatycznym laikiem, słabo jeszcze czytającym psa w tej pracy, i serio nie po pierwszym treningu i połowie drugiego nie wiedziałam, czy ona pracuje, czy ma farta, czy o co chodzi i co się dzieje.

wtorek, 14 października 2014

Akcja Naprawcza Fenki i obedience - czyli duma i zadowolenie

Od powrotu do obedience (z nową trenerką, Magdą Łęczycką) minęło 9 miesięcy.
Od rozpoczęcia Akcji Naprawczej Fenki na konkretną skalę - 4 miesiące.
Efekty są takie, że wczoraj bez wahania zapisałam nas na II Altowe Treningowe Przebiegi Obedience. Takie, że Magda sama to doradzała. Ba, takie, że Magda i inne Osoby, które Fenkę znają i na których opinii mi zależy, chwalą nas mocno, że widać potężne zmiany. Na lepsze.

Czy Fenka stała się nowym, innym psem? Nie. Nijak. Wciąż jest nadpobudliwa, kica, ekscytuje się, kombinuje jak koń pod górę. Potrafi się rozedrzeć jak szalona i wystartować do psa, który nadepnie jej na tęczę (określenie Patrycji Kowalczyk =)).
Ale niesamowicie wydłużył jej się czas skupienia na mnie, nie "dynda" na smyczy znudzona na treningach (a jeśli, odwołuje się bardzo sprawnie), oferuje mi swoją uwagę na spacerach częściej niż kiedykolwiek, myśli, a najważniejsze: panuje nad sobą. Potrafi zrezygnować z darcia japona w każdej niemal sytuacji. Potrafi uspokoić się, choć już zaczyna dymić do innego psa. No i tuli się jak nigdy, zrobiła się z niej przylepa: na swoich wprawdzie warunkach, o swoich porach, ale widać, że dotyk sprawia jej przyjemność jak nigdy dotąd.
Długa droga jeszcze przed nami i do obikowych trójek ;), i do - ważniejszego - pełnego zrównoważenia życiowego, ale postęp mamy naprawdę duży.

Jak to się stało? Ano, kompleksowo. Z jednej strony regularne treningi obi. Do tego okazjonalne tropienie. Ale przyznam, że nie prowadzę Fence treningów co dzień, nie tłuczemy ćwiczeń, nie szlifujemy umiejętności jak może powinnyśmy. Z drugiej strony, bardzo dużo pracuję nad wyciszaniem Małej. Przerywam jej wybuchy emocji, pokazuję, że można inaczej. Uważnie obserwuje otoczenie, i chociaż nie jest ono nijak przewidywalne i często bywa baardzo trudne, próbuję pomóc Fence radzić sobie w nim bez nadmiernej ekscytacji.
Z trzeciej strony, kiedy Magdy spytała, co robiłam, że mam efekty, powiedziałam, że dużo myślałam. I, cholera, taka właśnie jest prawda. Poświeciłam sporo czasu na poznanie, zrozumienie i po swojemu skomponowanie metody pracy z psem, życia z psem, która naprawdę mi pasuje. Przełożyło się to na coś, co Magda nazywa kultura pracy - czyli właśnie na fajny, spójny system, który motywuje psa do wszelkiego działania ze mną. Do tego robię co mogę, żeby pilnować siebie, kontrolować swoje emocje i sygnały, które wysyłam. W ten sposób mam wrażenie, że stałam się dla psa bardziej jasna, spójna, lepiej się rozumiemy. A też wkładam dużo, więcej niż kiedykolwiek pracy w czytanie tego, co druga strona chce mi przekazać.

Ech, dumna jestem. Z Fenki, z siebie, z efektów naszej wspólnej pracy. I cieszę się na to, co nadejdzie (choć coś mi mówi, że wypadałoby zwiększyć intensywność treningów, skoro za dwa miesiące zawody).

środa, 8 października 2014

Karmy OLIVER'S Petfood - testy

Produkty OLIVER's Petfood mają w Polsce jednego oficjalnego dystrybutora, jest nim zaprzyjaźniony sklep Psiesmaki.com. Już w sierpniu dowiedziałam się o ich istnieniu i postanowiłyśmy przetestować je na całym Stadzie, które jest do tego celu o tyle znakomite, że mamy spory rozrzut wiekowy, potrzeb, typów i problemów. Wreszcie, po dwóch miesiącach rzetelnego testowania, wreszcie mogę coś konkretnego napisać.

Najpierw ogólnie. Psia linia OLIVER'S Petfood to karmy zbożowe, bezzbożowe, przysmaki i suplementy. Jest to karma z tzw. wyższej półki, co oznacza między innymi, że przy produkcji spełniane są zasady systemu HACCP. Mięso pochodzi ze sprawdzonych źródeł, a dodatki są odpowiednio zbilansowane i tak dobrane, że wzmacniają odporność, poprawiają trawienie, korzystnie wpływają na stawy i sierść. Tak przynajmniej twierdzi producent.

Jak wyglądają karmy OLIVER'S w praktyce? Ano, świetnie.
Skład zachwyca. Wypróbowałyśmy trzy karmy OLIVER'S: Large Breed Start Grain Free (szczeniakową bezzbozową dla Spacki), Adult Fish Grain Free (rybna bezzbożowa dla Dużaków) i Weight Control Classic (dietetyczna zbożowa dla Lunki). Dokładny skład dostępny jest w linkach, ale w oczy rzuca się wiele jego wspaniałych cech:
- na pierwszym miejscu zawsze mięso, i to zazwyczaj suszone, więc nietracące wilgoci w procesie obróbki, a co za tym idzie, faktycznie jest go najwięcej
- wypełniaczami są albo ziemniaki w przypadku karm bez zboża, albo proso i sorgo. Co to oznacza? Że karma nie zawiera pszenicy ani soi, które często uczulają i są ogólnie mało zdrowe.
- dodatków faktycznie sporo, elegancko opisane pod kątem znaczenia dla psiego organizmu.
- karma rybna zawiera wyłącznie ryby, a nie, jak w przypadku wielu karm rybnych, dodatek tłuszczu z kurczaka. To świetna wiadomość dla alergików, bo kurczak często uczula.
- karma Weight Control jest mniej kaloryczna od klasycznej, co jest logiczne. Ale zachwyciło mnie, że jest też dużo lżejsza, przez co pies odchudzany zjada objętościowe spore porcje. Spodziewam się, że ułatwia to proces odchudzania psa, który najada się, a wciąż chudnie.
Tak więc pod kątem składu jest super.
Granulki są idealnej dla nas wielkości, mają ok. 1 cm średnicy. To może być jednak problem dla właścicieli małych psów, bo tylko karma dla szczeniąt ras innych niż duże jest mniejsza. Z plusów, nie są bardzo tłuste, nie brudzą.
Smak karm drobiowych jest chyba ok - Stado je zjada, ale bez szału. Co innego karma rybna, za którą nasze psy oraz niemało psów cudzych szaleją. Fenka ćwiczy obi głównie na własną karmę i motywacji jej nie brakuje.
Z obserwacji wynika też, że uszy są czyste, z pyszczków pachnie ok (znaczy ok, jak komu, Lucynce i Karolowi zawsze trochę śmierdzi, ale jakby mniej), oczy czyste. Kupy też lepsze niż kiedykolwiek wcześniej i jest ich wyraźnie mniej.
Karmy OLIVER'S Petfood zrobiły wielkie rzeczy dla naszych psów pod katem wizualnym. Wszystkim poprawiła się sierść (a już na Brit Care była ładna), lśni przepięknie i jakby mniej wypada. Najlepiej widać to na Karolku, który wygląda jak milion dolarów =).
Wady? Serio i uczciwie piszę, nie stwierdziłam. Poza jedną, która jest raczej obserwacją: karmy OLIVER'S, przynajmniej bezzbożowe, są chyba bardziej energetyczne niż nasze dotychczasowe, bo w pierwszej chwili wszystkie psy na nich przytyły. Nie jest to jednak poważna wada, gdyż łagodne dopasowanie porcji bardzo szybko rozwiązało problem.

Podsumowując, zalety:
+ doskonały skład bez pszenicy i soi i bez kurzego tłuszczu gdzie popadnie
+ świetnie rozwiązana karma odchudzająca
+ wygodny rozmiar granulek, nie są tłuste
+ bardzo smakowita, szczególnie rybna
+ ewidentnie świetnie działa na przewód pokarmowy
+ ogólnie dobrze się przyswaja
+ wspaniały wpływ na sierść
Wady:
- granulki może za duże dla małych psów
- karma Grain Free jest "napakowana" energetycznie, mniej aktywne psy na niej tyją

Jednym słowem, gorąco polecam!

Aha, jeszcze jedno: OLIVER'S Petfood Polska wspiera Stowarzyszenie Zwierzęta Ludziom. Wpisując przy zakupach odpowiedni kod rabatowy (który można znaleźć na fb i stronie Stowarzyszenia) nie dość, że dostaje się 10% zniżki, to jeszcze kolejne 10% wartości zakupów idzie na Stowarzyszenie.