czwartek, 1 września 2011

dzień 32 i 33 - spacerzysko i dalej

Wczoraj zrobiłyśmy wielki spacer.
Zaczęło się niewinnie, od planu spotkania z Anką gdzieś pomiędzy moim domem, a jej szkołą. Skończyło się zaskakująco, parę długich godzin później.
W międzyczasie udało nam się zrobić wiele dla szczeniakowej socjalizacji. Nie za szybko, ale konsekwentnie zwiększałam poziom trudności okolicy, więc był i pustawy park, i ciche uliczki, i miejsca całkiem głośne i ruchliwe. Mała widziała autobus i tramwaj (ten drugi z dużej odległości) i przejechała się metrem. Poza tym była w trzech lokalach i poznała mnóstwo ludzi, w tym małe dzieci, bo jednak spacer ze szczeniakiem wywołuje sensację i wszyscy niemal cmokają, chcą głaskać i na inne sposoby zaczepiają malucha. Co, swoją drogą, jest dość dyskusyjne, ale o tym pisano i już dużo.
Ważne było to, że non stop monitorowałam stan małej. Taki spacer na pewno był dla niej związany z masą bodźców, momentami stresogennych, dlatego najważniejsza była kontrola nad tym, żeby poznawanie świata nie wiązało się z negatywnymi emocjami. Poza tym zadbałam o jedzenie i picie, a także od odpoczynki. W sumie przebyty dystans nie był zbyt długi, bo i nie chodziło o puszczenie małej na maraton, tylko o zapoznanie z miastem.
Obserwacje są takie, że Fenka poprawnie reaguje na ludzi, nie boi się większości hałasów. W chwilach napięcia nie ma odruchu ucieczki, zamiast tego przychodzi do mnie. Super reaguje na głos, można ją uspokoić wesołym powtarzaniem "dobry pies, dzielny pies". Wyszedł jeden brak kwarantannowej socjalizacji: do innych psów podchodzi ogromnie niepewnie. Nad tym popracujemy.
Fajne też, poza może dyskusyjną kulturą (właściciela nagminnie nie pyta się o pozwolenie na zaczepianie psa), były reakcje ludzi. Mało kto na widok szczeniaka się nie uśmiechał - cudowna jest ta psia moc dawanie ludziom choć malutkiej radości. Super też, że pozwolona nam wejść do trzech z trzech lokali, do których wejść chciałyśmy. Na pewno tutaj pomagał wygląd Fenki  i fakt, że potrafi grzecznie siedzieć na progu w oczekiwaniu na pozwolenie. 

Dzisiaj dzień relaksu. Mała sporo śpi, w przerwach wychodzimy na krótko, chociaż teraz planuję dłuższe wyjście - ale bez szaleństw. Nie wyszłam z nią zaraz po wstaniu, co zaowocowało kałużą w przedpokoju, ale to całkowicie moja wina; za to na ostatnim spacerze załatwiła, co trzeba, od razu.

Fascynujące jest życie z wychodzącym szczeniakiem. Wymaga trochę dyscypliny i rozsądku, a także skupienia na maluchu, ale bez wątpienia warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!