poniedziałek, 12 września 2011

dzień 44 - spacer idealny

Trochę rozpiera mnie duma.

Dzisiaj wstałam, wyprowadziłam psa na chwilkę, ogarnęłam się i ruszyłyśmy na porządny spacer. Kierunkiem były Kabaty, przez pusty o tej porze (było południe) las przewędrowałyśmy do Powsina.
Był to ważny spacer w dwóch względów: po pierwsze, wyleczyłam się z lęku, że Fenka, spuszczona za smyczy, ucieknie. Otóż nie, zasuwała po lesie na lince wprawdzie (jakiejś takiej okołosiedmiometrowej), ale puszczonej na ziemię i nie miałam ani razu powodu, żeby owej linki dotknąć choć palcem. Mała owszem, biega swobodnie, wsadza nos gdzie się da, ale pilnuje się cudownie.
Po drugie, poza łażeniem i wąchaniem, robiłyśmy też różne ćwiczenia. Powtórzyłyśmy sobie właściwie cały dotychczasowy program przedszkola. Tak więc spacer miał podwójną wartość, i dla ciała, i dla rozumku (tutaj pozachwycam się, że Fenka jest naprawdę niegłupim psem i współpracuje się z nią fenomenalnie).

I z tego płyną wnioski. Po pierwsze, myślę, że dobrze będzie wejść powoli w taką rutynę: wstajemy, spacerek, potem ja zajmuję się sobą, pies sobą (może nawet w klatce), a potem długi spacer z ćwiczeniami, obiad i spokój do wieczora (zależnie, co się wydarzy) albo i do końca dnia. Myślę, że pomoże to i psu, i mnie.
Po drugie, znowu zaobserwowałam terapeutyczny wpływ spacerów z psem. Kolejny powód, żeby zaplanować sobie taki dłuższy spacer na każdy dzień.
Po trzecie, odkryłam, że tak, jak uwielbiam parę bliższych osób, tak samotny spacer z psem sprawia mi mnóstwo radości, to raz, a dwa, jednak bez towarzystwa mam wrażenie, że naprawdę jest to spacer Z psem, a nie jakoś obok niego. Możliwe więc, że należałoby pomyśleć nad lepszą organizacją czasu, żeby spacerować i z bliskimi, i z psem, bo mam wrażenie, że przy łączeniu tych dwóch spacerów coś się traci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!