poniedziałek, 19 września 2011

dzień 51 - Warszawa znów

Ale Warszawa nietypowa jak na człowieka z psem.

Rano asystowałyśmy Magdzie w obronie pracy magisterskiej i tutaj (poza tym, że gratulacje, Pani mgr!) brawa dla ISNS UW, gdzie można spokojnie wejść z psem, nikt nie robi problemów, a nawet przeciwnie, zachwytów było sporo. (Wyjątkiem była absurdalna rozmowa z panem, który tam sprząta czy tez pilnuje, a który, gdy wyprowadzałam Fenkę na trawnik pod wydziałem, zawołał oburzony "A kto będzie sprzątał, jak ten pies narobi?!". Spokojnie odpowiedziałam, że oczywiście, że ja, to mój obowiązek i zawsze to robię. Odszedł burcząc.)
Później knajpka i kolejne miłe zaskoczenie, tuż przy drzwiach stała miska w wodą i wisiała tabliczka "lubimy wszystkie zwierzęta", więc gdy zaczęło padać, bez problemu mogłyśmy wejść do środka.

Później udałyśmy się na spacer wielce już wielkomiejski, bo razem z ann przeszłyśmy się po sklepach w samym centrum. I tutaj wielkie pozytywne zaskoczenie: bałam się, że shopping spędzę pod drzwiami, a okazało się, że 2/3 sklepów, do których zachodziłyśmy, wpuszcza z psami bez problemu. Nie wpuszcza natomiast Pizza Hut, chyba, że do ogródka, który jednak był zamknięty z powodu zimna (wot, absurdzik). Na szczęście nie wszędzie ogródki były pozamykane, więc i obiad z futrzakiem dało się zjeść. Ostry test "pies w przestrzeni miejskiej" został więc przez ścisłe centrum Warszawy zdany na, powiedziałabym, słabe 4.

Tutaj ważna uwaga, którą zamieszczę i jako radę, gdyby ktoś miał podobnie wariacki pomysł łażenia z psem, a i jako uspokajacz dla ewentualnych obrońców psich praw: Fenka na takich spacerach nie cierpi. Zawsze mam przy sobie wodę, miskę, jedzenie, jeśli tylko obawiam się, że pora psiego posiłku zastanie nas poza domem, i zabawki - zarówno coś do aktywnej zabawy ze mną, jak i gryzak, żeby pies mógł się sam rozerwać. Poza tym robię przerwy i na toaletę, i na spanie - nie przyszło mi nawet do głowy ciągać szczeniaka x godzin bez przerwy. Staram się też nie zagadywać za bardzo, obserwować małą choćby kątem oka, czy wszystko ok, i przy różnych okazjach robić sobie praktyczne powtórki komend. Przyznaję, wymaga to podziału uwagi, ale nie ma mowy o traktowaniu psa jak dodatku, który jest ciągnięty na smyczy za bardzo zajętą panią - takie spacery mają być (i widzę, że są) frajdą dla nas obu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!