Trochę mnie nie było, bo trafiła się praca z koniecznością bycia w rozjazdach i bez możliwości zabrania psa. Spieszę donieść, że obie przeżyłyśmy całkiem dobrze i teraz długo nic nas nie rozdzieli.
Ale z okazji wyjazdu przyszła nowa refleksja, dotyczący tematu, zdaje mi się, trudnego - wakacje a pies. Zostawianie psa. Pisał o tym Mateusz, pisano na onecie. Ja chciałam trochę z innej strony.
Otóż całkowicie bezcenną rzeczą jest instytucja petsittera, czyli osoby z wiedzą o psach, która podczas naszej nieobecności zaopiekuje się psiakiem w naszym domu. Ja miałam więcej szczęścia niż czegokolwiek innego, bo znalazłam wśród znajomych kogoś, kto wiedzę ma ogromną, chęć do pracy z psem też i przy okazji zajmował się suczą za darmo, w ramach koleżeńskiej przysługi.
Zyski były ogromne. Ja spokojnie mogłam pracować, a pies nie zmienił miejsca pobytu, był karmiony, a dodatkowo ktoś dbał o jego dobre samopoczucie i "edukację". Pod moją nieobecność mała bawiła się w zbudowanej specjalnie dla niej na balkonie "piaskownicy", poznała piłki tenisowe, "ogryzki" z kukurydzy... Dodatkowo zapoznała się z nowym człowiekiem, dowiedziała się, że moja nieobecność nie jest dramatem, bo wracam. Nie wspomnę o tym, że ma już całkiem nieźle opanowane, do czego służy podkład.
Trochę chwalę się psem. A trochę radzę wszystkim posiadaczom futrzaków - rozejrzyjcie się wokół siebie, wśród znajomych pewnie znajdzie się ktoś, kto psy lubi, zna się na nich i chętnie zaopiekuje się Waszym. To na pewno lepsze rozwiązanie niż psi hotel - o innych opcjach nawet nie wspominając.
PS. Dzięki, Magda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz!