wtorek, 23 sierpnia 2011

dzień 23 - dom, słonecznik i melon

Aklimatyzujemy się w domu po wyjeździe i idzie różnie.
Z jednej strony, Fenka odsypiała (podobnie jak ja) do późnych godzin porannych. Z drugiej, przyzwyczaiła się do wakacyjnych szaleństw i muszę się nagimnastykować, żeby jakoś ją wyhasać. Wprowadziłam więc ćwiczenia na poduszce od kanapy (która jest w formie prostopadłościanu i na tyle miękka, że trzeba się starać, żeby utrzymać równowagę przy zmianach pozycji) i poprawiam aport, który przez wyjazd nieco się zepsuł (bo małej wygodniej z zabawką uciekać, niż ją przynieść).
Poza tym odkryłam, że niesamowicie mi psisko urosło. Kanapa, która kiedyś była niedostępna, teraz stała się osiągalna jednym susem. Schodzenie też wychodzi sprawnie i, co najważniejsze, delikatnie, więc przestałam się bać o stawy.
Nie napisałam o tym poprzednio, napiszę teraz: poza rośnięciem, zmieniają się jej też proporcje. Zaczyna wyglądać jak dorosły pies. Poza tym rośnie jej dorosłe futro, a pyszczek ciemnieje coraz bardziej. I niesamowite jest tempo tych zmian, mam wrażenie, że następują z dnia na dzień.
Czystość się nam pogorszyła. Albo może to kwestia gorącego dnia, bo skuteczność wyniosła z 60%.

Prócz tego, odwiedziła nas ann. Tutaj ciekawa sprawa, bo Fenka jednak okazała na jej widok (podobnie jak na mamę, która odwiedziła nas rano) trochę niepewności. Ale po chwili była już miłość.
Miłość, dodam, nieco nieznośna, bo po psiemu ciekawska ("wsadzę nos WSZĘDZIE i wezmę w zęby WSZYTKO") i po fenkowemu uparta. Znowu pomogło ignorowanie, ale i znowu zaobserwowałam niedoskonałość komend w rozproszeniu.
W ramach eksperymentów, dałam suczy kawałek melona. Smakował bardzo, tak bardzo, że kiedy spadł nam cały talerz (były na nim plastry z nie wiem, połowy melona?), psisko pożywiło się nim radośnie. Bałam się upiornych konsekwencji, ale nic złego się nie stało. Cóż, nad morzem jadła śliwki, nektarynki, mirabelki i jabłka, więc czemu nie melon?
Drugim odkryciem dnia dzisiejszego był słonecznik. Pestki nie zachwyciły, ale ach, wyjedzony z pestek kwiat to jest to! Można go dziamgać, mamlać i urywać mu listki, a potem drobniutkie kawałki rozwłóczyć po całym domu! Sama w sumie chciałam, a przynajmniej pies się zajął. I aport słonecznika całkiem ładnie szedł.

Jeszcze około tygodnia do ostatniego szczepienia, nawet ciut dłużej. Myślę nad planem zabaw i ćwiczeń takich, żeby Potworzyca nie rozniosła domu i nie padła z nudów. Szkoda, że kliker nam się popsuł, ale kupimy nowy. Sądzę, że popracuję nad łapkami, bo mała zachowuje się jak kotowiewiórka i operuje nimi wielce zgrabnie. No i aport, aport, co to za retriever bez aportu?

A, właśnie, przyszedł do nas dziś rodowód. Mam psa rasowego jak diabli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!