sobota, 17 marca 2012

dzień 230-231, noc właściwie - klatka znowu

Tej nocy dokonałam okrutnego eksperymentu na żywym psie. Wynikł on z tego, że Fenka, jak wspomniałam, cieczkuje, a to oznacza, że wpuszczanie jej do łóżka staje się wielce niehigieniczne. A że wychowałam ją tak, że do łóżka wchodzi, kiedy chce, a tylko wychodzi na komendę (patrząc wstecz widzę, że może trzeba było odwrotnie - że wchodzi tylko na zaproszenie), to nie widziałam opcji, żeby uniemożliwić jej do niego dostęp inaczej, niż tylko przez nocne zamknięcie w klatce. Z humanitarnego punktu widzenia pomysł był ok, bo klatka jest spora i wygodna i pies może i umie w niej spać, ale miałam wątpliwości, jak Fenka zniesie tak nagłą zmianę zasad - szczególnie, że sprawia wrażenie, jakby zwyczajnie lubiła spać ze mną.
Okazało się, że pies jest fajny i mądry. Owszem, na początku pojojczyła trochę, ale były to ciche piski, a nie upiorny koncert rozpaczy (który wiem, że potrafi urządzić), potem po prostu poszła spać i spała grzecznie do rana. Rano zaś był szał radości i atak przytulania, ale nie wyglądała na straumowaną. No i przy okazji ważne odkrycie - fenkowy pęcherz trzyma spokojnie przez osiem, a nawet ponad osiem godzin, więc wygląda na to, że sporadyczne kałuże, które powstają w nocy, to tylko fanaberia, a nie konieczność. Myślę, że klatka pomoże to wyeliminować ostatecznie.

Z innej beczki, nie chcę zapeszać, ale chyba pół roku pracy się opłaciło, bo wczoraj na spacerze Fenka WSZYSTKIE rzucone jej piłki odnosiła prosto pod moje nogi (no ok, z tolerancją może 1-2 metrów), BEZ UCIEKANIA i bez rundek honorowych. Mam nadzieję, że dzisiaj uda się to powtórzyć na placu treningowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!