Najważniejszą nowością jest, że Fenka ma pierwszą cieczkę (od wczoraj w nocy).
Przyznam, że byłam pełna obaw, bo doświadczenia mi brak, a naczytałam się o totalnym zdurnieniu cieczkujących suk; niepokoiła mnie też wizja stad burków, śledzących każdy nasz krok. Na szczęście, odpukać, nic z tych rzeczy. Przeciwnie, dzisiaj na treningu Fenka zachowywała się super, wprawdzie wyrywa się trochę do innych psów, kiedy biegają, ale i tutaj jest lepiej - sama za to chodziła jak złoto, wysyłała się w kosmos i ślicznie pokazywała mi, co muszę poprawić, żeby lepiej wskazywać jej kierunek. No, cudo.
Po treningu zaś byłyśmy umówione z Pauliną i Lulą, które przyprowadziły Olgę z chłopakiem i Borówką. Borówka jest amstaffką, którą mają na tymczasie. W tym składzie ruszyliśmy na spacer po powsińskich polach i był to spacer znakomity. Przede wszystkim zachwyciłam się Borówką, straszliwą przylepą, uroczym psiskiem liżącym kogo się dało, straszliwym czołgiem, którego jeszcze raz powinnam przeprosić za dwukrotne kopnięcie całkowicie przypadkiem, bo ciągle pakowała się pod nogi. Cieszę się bardzo, że zajęła się nią Fundacja AST i że trafiła do tak fajnego domu tymczasowego - mam nadzieję, że szybko znajdzie kochający dom stały (swoją drogą, gdyby ktoś był nią zainteresowany, wszelkie informacje można znaleźć TUTAJ. Polecam!).
Cóż po za tym? Fenka i Lula bardzo zabawnie wyglądają razem, bo są zupełnie niepodobne i myślę, że możnaby nawet podejrzewać, że nie są przedstawicielkami jednej rasy: Lula jest bardziej kudłata, mocniej zbudowana, ma większe uszy, szerszy pysk, no i ten jasny nos i oczy... Za to z zachowania bywają podobne, Fenka jest bardziej ciekawska i wszędobylska, zaczepia i zaprasza do zabawy, ale za czymkolwiek, co człowiek postanowi rzucić, ganiają równo. I coraz lepiej się dogadują, wciąż jeszcze bywa, że Lulacz zabulgocze na irytującą szczeniarę, ale i prawie im się pobawić udaje.
Krótko mówiąc, spacer udał się fenomenalnie - za co bardzo dziękuję współtowarzyszom, cieczka nie jest taka znowu straszna, Fenka jest cudna, pogoda nas rozpieszcza (no, niby kropi deszcz, ale jest ciepło!), a krokomierz mówi, że osiem kilometrów. Żyć, nie umierać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz!