Wtorek i środa upłynęły spokojnie, tyle tylko, że chodziłyśmy na fajne spacery, ale żaden to sukces.
Po wtorku postanowiłam, że choćby się waliło i paliło, pies ma przestać załatwiać się w domu. Oczywiście ćwiczenia w tym kierunku są odkąd skończyła się kwarantanna, ale - przyznaję z niejakim wstydem - ciężko było o całkiem czysty dzień, szczególnie, że potwór nie sygnalizował potrzeby wyjścia, tylko upatrzył sobie miejsce pod balkonem i tam bez słowa chodziła i robiła, co chciała. Tworzyło to błędne koło, bo w pokoju jest wykładzina, której chwilowo wymienić nie mogę, więc każda kolejna wycieczka w tamto miejsce wzmacniała tylko zapach (sprzątałam oczywiście nader intensywnie, ale co to dla psiego nosa) i skojarzenie.
Uparłam się, jak wspomniałam, że koniec z tym. Ostatnio obserwowałam psa superuważnie i na każdy znak, że coś planuje, było wyjście. A znaki, jeśli były jakiekolwiek, nasilały się w okolicy newralgicznego punktu pod balkonem, więc kiedy tylko Fenka się tam zbliżała, porzucałam wszystko i obserwowałam uważnie, co też chce zrobić.
Po dwóch dniach mam skutek: Fenka nauczyła się sygnalizować potrzebę wyjścia. Jest tylko, że tak z angielska zasunę, twist. Jak sygnalizuje? Otóż idzie dumnym krokiem pod balkon, a tam staje i wpatruje się bardzo intensywnie, sprawdzając, czy wiadomość do mnie dotarła.
Za pierwszym razem nie wierzyłam, że o to chodzi. Za drugim byłam nieco w szoku. Za trzecim Fenka, czując się nieco zignorowana, spod balkonu przeszła pod drzwi wyjściowe i tutaj mój szok sięgnął zenitu. Za czwartym zebrałam ją znów spod balkonu, pękając ze śmiechu.
Wypracowałyśmy komendę wydawaną człowiekowi przez psa. Bardzo przydatną i praktyczną. A że srodze nietypową? Cóż, my też nie jesteśmy typowe. =)
Dodam też, że powoli zaczyna się udawać przynoszenie piłki. Ale powoli, więc nie zapeszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz!