sobota, 17 listopada 2012

Prysznic - zaskakujący problem

Dzisiaj, przed chwilą, wyszedł nam bardzo ciekawy problem. Jakoś tak przyszło mi do głowy, że mogłabym wykąpać Fenkę, skoro już mam fajny, nowy prysznic. Wcześniej dwa razy chyba kąpałam ja w wannie, nie bawiło jej to szczególnie, ale wydawało mi się, że socjalizację kąpielową mamy ogarniętą. Ależ się myliłam!
Okazuje się, że prysznic jest dla Fenki koszmarem -  nie przesadzam. Jeszcze wejść do samej kabiny się da, ale też bez entuzjazmu. Przy tej okazji skarmiałam ją obficie rybnymi chrupkami. Potem zdjęłam słuchawkę prysznica ze ściany i to było za dużo, Fenka jak strzała wyleciała z kabiny i skuliła się pod drzwiami łazienki. Przerzuciłam się więc na karmienie żółtym serem (rzadki smakołyk), zrezygnowałam z planów mycia i skupiłam się tylko na oswajaniu.
Mimo wszystko szło bardzo kiepsko: wrzucane do kabiny smaczki wyławiała, ze wszystkich sił starając się nie wchodzić tylnymi łapami do środka. Kiedy już wchodziła, była upiornie niepewna, nie słuchała komend, ledwo jadła, a raz uciekła niemal mnie taranując (potem dała się, Bogu dzięki zwabić znowu). Do tego było trzęsienie tylnej połowy psa i ogólne wielkie nieszczęście. Dodam, że nawet nie próbowałam polewać jej wodą, słuchawkę prysznica poruszyłam przy niej dosłownie raz.
Jestem w związku z tym w szoku. Fenka była nieźle socjalizowana i do tej pory przyzwoicie radziła sobie z nowymi sytuacjami. Wodę lubi. Na podłodze kabiny leżała antypoślizgowa mata, zresztą śliskich powierzchni mała też nigdy się nie bała. Nie mam więc pojęcia, skąd wzięły się tak mocne emocje. Wiem, że musimy tę sytuację przepracować powolutku - ale zdumiona jestem samym faktem, że zaistniała.

3 komentarze:

  1. Skłania mnie ten wpis do refleksji nad metodami. Bo ja bardzo popieram oswajanie, kojarzenie nieprzyjemnych rzeczy z pozytywnymi bodźcami etc., ale z drugiej strony nie mam czasem cierpliwości. W związku z tym (zniechęcona Drakkarem plującym smakami pod prysznicem) zaczęłam po prostu swojego psa myć i nie pytać o zdanie. Robiłam to wielokrotnie, bo jak ubłoci łapy, to mu je płuczę (nie jest to właściwie kąpiel, ale dla psa wychodzi na jedno - trzeba stać pod prysznicem i znosić polewanie wodą). Obecnie Drak nadal prysznica nie kocha (co może można by osiągnąć pozytywnymi metodami), ale cierpliwie znosi. Sam tam wchodzi, szczęśliwy nie jest, ale przerażony też nie, sam podaje kolejno łapy do "wyciśnięcia" (bo mu się mnóstwo wody zbiera w futrze i ręcznik nie wyrabia) i nawet niespecjalnie się "obraża". Po wytarciu ręcznikiem pies mnie znowu kocha ;) Na dodatek nie ma jakiegoś strasznego urazu do kabiny, bo często dobrowolnie ją zwiedza chodząc po domu. Nie mówię, że Fenkę należy zmusić do prysznicowania, ale pomyślałam, że fajnie porównać dwa przypadki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz, Fenka była w stanie histerii totalnej, musiałabym ją trzymać naprawdę siłowo, żeby nie uciekła. Rozumiem, że czasem drobne psie humory można zignorować, ale przymusowe oswajanie Fenki z prysznicem byłoby bardzo Cesar Millan, w moim odczuciu - bo musiałabym psa postawić w sytuacji, której boi się panicznie i, uniemożliwiając ucieczkę, zmusić do akceptacji. Drak, na tyle, na ile go poznałam, jest spokojniejszy, stabilniejszy psychicznie i emocje nie padają mu zbytnio na rozum.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, histeria zmienia postać rzeczy.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!