wtorek, 20 listopada 2012

Rozwiązywanie problemów, część pierwsza: dwa psy w domu

Dzisiaj będzie o tym, że jak coś idzie źle, to nie ma co marudzić, tylko trzeba wziąć i to naprawić (czyli wielka mądrość, która w moim życiu działa głównie w stosunku do psów, bo jakby działała ze wszystkim, to byłabym królową świata i okolic ;-)). Ostatnio udało mi się z sukcesem ruszyć dwie bolączki, czym niniejszym się pochwalę - w dwóch osobnych postach, bo temat przewodni jeden, ale historie bardzo różne.

Pierwsza związana była z dwoma psami w mieszkaniu. Otóż oba psy mają wady (bo wszystkie psy je mają), które kiepsko się łączyły. Fenka jest, szczególnie w okolicy i podczas cieczki, nerwusem i ma tendencję do bronienia swoich rzeczy oraz mnie. Drakkar zaś jest szczeniakiem i - z różnych źródeł wynika, że dość typowo - pomimo że obce psy traktuje bardzo grzecznie, czyta i wysyła CSy i tak dalej, to zupełnie bez szacunku podchodzi do suki, z którą mieszka, czyli Fenki właśnie. Skutkiem takiego połączenia były irytująco częste sytuacje, kiedy przebywanie obu psów obok siebie kończyło się ostrym warkotem Fenki, co Draka zamiast pacyfikować, nakręcało do jeszcze ostrzejszych zaczepek. Z tego wyszedł pomysł izolowania psów od siebie, ale jest to mocno niepraktyczne na dłuższą metę.
Dlatego postanowiłam coś z tym zrobić. Działałam trochę na wyczucie, trochę za radą różnych doświadczonych znajomych. Polegało to na tym, że najpierw przeprowadziłyśmy z Magdą obserwację psów, żeby upewnić się, kiedy zaczynają się problemy (właśnie stąd wyszło, że Fenka nadmiernie broni, a Drak zaczepia). Później przez dwa dni poświęcałam jedną sesję (nie wiem, coś pomiędzy pięcioma a piętnastoma minutami, pewnie ze wskazaniem na pięć) na dozorowanie puszczonych całkiem luźno w mieszkaniu psów i reagowanie, kiedy coś działo się niedobrze - co sprowadzało się do mówienia Fence, że ma nie burczeć i chwalenia jej ze nieburczenie oraz do tłumaczenia Drakowi (czasem z użyciem przymusu w postaci złapania i odsunięcia, stanowczego, ale całkowicie bezbolesnego), że ma nie obgryzać różnych części fenkowego ciała i chwalenia go za spokojne zachowanie. W sumie, może dwadzieścia minut pracy w dwa dni.
Nawet do głowy mi nie przyszło, że może to mieć skutek - za szybko i wysiłku za mało. A jednak! Już wczoraj Drakkar bezbłędnie reagował na moje "nie", kiedy zaczajał się na Fenkę: grzecznie rezygnował z podgryzania. Fenka też wyspokojniała, nie wiem, czy dlatego, że młody jej tak nie męczył, czy zaufała, że nie musi bronić, bo ja kontroluję sprawy, czy coś jeszcze innego. Dość, że wczoraj psy spokojnie zaległy obok siebie na kanapie (bardzo obok, Drak co i rusz dotykał Fenki, próbując się przytulić. Fenka przytulać się do psów nie znosi, ale wytrzymywała jego zabiegi spokojnie i tylko po minie było widać, jak ogromne czuje obrzydzenie), później każdy na swoim fotelu, a na koniec zaległy na podłodze - w jednym pokoju, dość blisko, ale doskonale się wzajemnie ignorując i śpiąc jak kamienie.
Oczywiście, jeszcze nie raz trzeba będzie powtórzyć zabieg kontrolowanego puszczania psów, żeby utrwalić im, jakie zachowanie w domu jest ok. Ale po tak szybkim postępie wieszczę im szybkie wynormalnienie. No i ten piękny wniosek, że jak się chce, to tyle można zdziałać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!