piątek, 2 listopada 2012

Karma nr 4

Kolejne psie zakupy za mną i podjęłam decyzję o zmianie karmy.
Do tej pory Fenka jadła szczeniakowy Fitmin, potem szczeniakowy Orijen i Magnussona (szczenięcego i dorosłego), tę ostatnią przez prawie pół roku.
Magnusson sprawdził się doskonale. Jest ewidentnie smaczny, bo znika z miski w niezłym - jak na Fenkę - tempie, nie śmierdzi, nie brudzi (rzadkość wśród karm), ma fajny, krótki skład, dobrą zawartość składników odżywczych (24% białka do 12% tłuszczu), przystępną cenę - same zalety. Fenka na nim jest zdrowa, nie ma problemów z brzuszkiem, ma ładną sierść.
Mimo to zdecydowałam się na zmianę. Wynika to z faktu, że uważam, że pies, który żywiony jest karmą pełnoporcjową potrzebuje od czasu do czasu odmiany, po pierwsze, żeby się nie znudzić, po drugie dlatego, że nie wierzę w istnienie karmy idealnej, a dzięki zmianom można uzupełnić nowym pokarmem ewentualne niedobory poprzedniego.
Po długim zastanowieniu, mój wybór padł na Taste of the Wild w wersji Pacific Stream, czyli z łososiem. Ciekawostką w tej linii karm jest fakt, że skład dość radykalnie zmienia się w zależności od wybranego smaku: dwa cechują się wysoką (>30%) zawartością białka, dwa inne już przeciętną, rzędu 25%. Ponieważ nadmiar białka w karmie może mieć negatywny wpływ na psie nerki, postawiłam na "normalniebiałkową" wersję. Prócz tego zawiera ona 15% tłuszczu, więcej niż Magnusson, ale sądzę, że to dobre rozwiązanie na zimę. Drugą interesującą cechą tej karmy jest brak składników zbożowych: jej podstawą jest mięso (w tym wypadku łosoś) oraz ziemniaki.
Nowa karma powinna dotrzeć w ciągu tygodnia. Wrażeniami po pierwszym worku podzielę się na pewno.

Co ciekawe, ani w Animaliach, ani w Zooplusie nie sprzedają najprostszej, nieozdobnej, jednokolorowej, niekoniecznie przepinanej smyczy taśmowej. Nie przypuszczałam, że to takie niezwykłe wymaganie z mojej strony - a potrzebuję jej, bo mam dwie smycze z obrożami w komplecie (Rogza i tollerową), obie dość charakterystyczne wzorem i kolorytem, ale Fenka obecnie chodzi głównie w szelkach, na prostej, czarnej smyczy, która powoli zaczyna przejawiać ślady poważnego zużycia. Cóż, pozostają sklepy stacjonarne, ale zdziwiłam się i tak.

Z zupełnie innej beczki, zrobiłam porządki w "psiej szafce". Część zniszczonych rzeczy wyrzuciłam, parę zabawek i akcesoriów poszło do torby "dla biednych piesków". Zdecydowałam się też na czyszczenie wielu pozostałych gadżetów, co zaowocowało ciekawym widokiem na łazienkowym kaloryferze:


Swoją drogą i wbrew zdjęciu, Fenka wciąż nie ma dwóch porządnych, identycznych piłek na sznurku, bo widoczne na zdjęciu żółta i niebieska są ciężkie (toną w wodzie) i mają głupi, ostry, plastikowy sznur, a czerwona bezpowrotnie straciła swoją parę w morzu. Dokupienie drugiej czerwonej okazało się zaś niemożliwe, bo obecnie sprzedawana jest tylko mniejsza wersja; dwie takie mniejsze piłki spłynęły z prądem rzeki Świder. Planuję zakup dwóch miękkich piłek na sznurku produkcji Niny Bekasiewicz (takie cuda w DogCampusie sprzedają!), bo raz, że fajne są, dwa, że firma solidna =).

1 komentarz:

  1. Co!? Nie ma już nigdzie wersji czerwonej o tej wielkości?

    Będę musiał uważać na swoją.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!