środa, 30 maja 2012

dzień 304, 305 - kryzys i wet

Wtorkowy trening agility poszedł fatalnie. Czemu? Przez koszmarne nieogarnięcie ze strony nas obu. Fenka właściwie robiła co chciała, miała nieco w nosie, co pokazuję ja.
Poza tym do poważnego (w moich oczach) problemu urasta to, jak potwornie młoda się ekscytuje. Inne psy biegną sekwencję? Fenka nie ma mózgu, rzuca się, szarpie i wyrywa za nimi. Zostawiam ją przy płocie? Jazgot. A na piątkowym szkoleniu stowarzyszeniowym, kiedy zobaczyła, że Magda (którą mała zna i lubi) pracuje z innym psem, to samo, histeria, plucie kurczakiem, fiksacja na Magdzie, głuchota i szaleństwo. Pół treningu walczyłam o odzyskanie psiej uwagi.
Piszę o tym dzisiaj, bo - niestety - nie jestem aniołem i wczoraj wszystko mi opadło i wpis byłby naprawdę nieciekawy. Dzisiaj zmądrzałam, mam nadzieję, i mam Plan.
Po pierwsze, naprawdę serio bierzemy się za posłuszeństwo - i to nie w znaczeniu obi, ale codzienne. Pracujemy nad skupieniem, chęcią pracy, motywacją, a także stawianiem (ja) i respektowaniem (Fenka) granic. Tutaj już nie jest źle, bo nie dramatyzujmy: młoda jest chętna do pracy, wesoła, bystra, energiczna i całkiem mnie lubi. Ale muszę się zmobilizować do konsekwencji i poprawić motywację psa, żeby nie miała wątpliwości, że to praca i zabawa ze mną jest najfajniejsza na świecie.
Po drugie, będę Fenkę odwrażliwiać na pobudzające sytuacje, nawet, jeśli oznacza to chodzenie na treningi godzinę wcześniej i pracę przy biegających psach.
Po trzecie, skupię się na uczeniu odpoczywania, relaksowania i ignorowania świata.
Po czwarte wreszcie, wezmę się za siebie i choćby się waliło i paliło, nie będę się stresować, spinać i wkurzać. Fenka ma niecały rok, można i trzeba od niej wymagać, ale mam psa dla przyjemności nas obu i to jest najważniejsze.

Z innej beczki, wpadłyśmy dzisiaj do weterynarza zważyć małą, odrobaczyć profilaktycznie i dać obejrzeć jej lekko powiększone sutki. Waży 15,5 kg, czyli moim zdaniem za dużo o jakiś kilogram, dzielnie zjadła tabletki na robaki, a cyckami mam się nie przejmować, póki nie pojawi się mleko, ale zmniejszyć rację żarcia i zwiększyć ruch (przy czym z ostatnim się wstrzymam, bo ileż można. A z drugiej strony, wysiłek umysłowy będzie większy, więc mniej zostanie miejsca w łebku na głupoty).

Zobaczymy, jak moje plany sprawdzą się na czwartkowym treningu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!