sobota, 26 listopada 2011

dzień 119 - agilitowe przedszkole

UFF!!
Tak więc agilitowe przedszkole w DogCampus wystartowało z hukiem dzisiaj około południa. Były nas cztery pary: dwa jack russel teriery, borderek i Feniasta. Ale wrażeń mam, jakby trening trwał ze dwa dni bez przerwy, a psów było tam tysiąc.

Wrażenie pierwsze: to świetna sprawa. Cudownie jest uczyć się czegoś całkowicie nowego, super jest pracować z psem, fenomenalnie jest ruszyć z miejsca w nowe wyzwanie. To mnie zachwyciło.
Wrażenie drugie: agility jest trudne. I to nie dla psa, to znaczy oczywiście, dla psa też, ale okazało się dużo trudniejsze dla mnie, niż przypuszczałam. I w zaskakujący sposób. Spodziewałam się, że będę miała problemy kondycyjne. Możliwe, ale dzisiaj kondycja była w ogóle niepotrzebna. Niespodziewanym problemem okazało się to, że agility wymaga świetnej koordynacji, ogarnięcia naraz swoich nóg, rąk, klikera, smaków, zabawek i jeszcze przy okazji (wypadałoby) psa. Okazuje się, że mszczą się na mnie dni spędzone na nieuprawianiu sportów i nieuczeniu się niczego nowego - jest ciężko. Bardzo przyjemnie ciężko, dodam - ale po godzinnym treningu byłam psychicznie zmęczona ciągłą koncentracją. Podoba mi się to, to fajne wyzwanie.
Wrażenie trzecie: Fenka to zbój i ma momenty strasznego nieusłuchania, ale jest cudowna, super pracuje i będą z niej ludzie. Psy. No wiecie.

EDIT. Celem niezapomnienia i żeby dało się śledzić postępy, opowiem, czego się uczyłyśmy. Tak więc targetowania dłoni nosem (komenda "nos"), zmiany ręki prowadzącej przez obrót (roboczo komenda "kółko", ale pewnie poprawię), pozycji startowej ("pozycja" - nie lubię sobie utrudniać życia nieintuicyjnymi komendami), zostawania przed tunelem (co Fenka ślicznie wyłamała za pierwszym razem i pięknie poprawiła się za kolejnymi) i chodzenia po kładce. Był też wstęp do świadomości zadu, pozycji "2 on 2 off".
Planowałam poćwiczyć to wszystko w domu, ale Fenka od prawie 3 godzin śpi jak kamień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!