czwartek, 5 stycznia 2012

dzień 159 - znowu o rutynie

Krótko będzie, ale chcę się pochwalić. Po świątecznym bałaganie od nowa buduję tryb życia z psem, uwzględniający konieczny długi, szkoleniowo-wybiegujący spacer i domowe sesje klikerowe. Nie chodzi mi o wprowadzenie wojskowego drylu, który wcale mnie nie kręci. Przeciwnie, przez świąteczne lenistwo poczułam po prostu, że ograniczenie pracy z Fenką i skracanie spacerów mnie męczy, brakuje mi tego pozytywnego kopa, który spacer daje. Do sesji klikerowych też się nie zmuszam, bywa jedna dziennie, bywa ich pięć - ale to też świetna zabawa.
Poza tym, a propos kopa: nie oszukujmy się, regularna praca przynosi efekty. Dzisiaj na spacerze udało mi się kilka razy z rzędu wykonać z Fenką śliczne (chyba) przejście z ciasnego skrętu do samolotu. Z wymianą zabawek wciąż jest kłopot, ale wróciłam do podstaw, do pracy na smyczy i jest poprawa. Mała też wkręciła się w miłość do patyków, ale daje się odwołać, zostawia je, interesuje się mną. Widać, że praca ją bawi, że na nią czeka, że kombinuje - a to z kolei nakręca mnie. Dobre to wszystko i pożyteczne.

W bonusie coś, co napisałam na facebooku. Tam szybko zaginie, a nie chciałabym, bo fajnie oddaje to moje dzisiejsze (i nie tylko) odczucia:
Plus posiadania psa: motywuje do długich i urozmaiconych spacerów.
Minus posiadania psa: to co wyżej, ale przy 2 stopniach, na wichurze i w deszczu. 
Plus posiadania psa: wszystko co wyżej, plus fakt, że człowiek uczy się doceniać drobiazgi w stylu "lało, a teraz tylko kropi", "już nie wieje" oraz masę małych sukcesików.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!