wtorek, 12 marca 2013

Klikanie Charliego

Za oknem paskudnie tak, że absolutnie wszystkiego się odechciewa. Fenka ma dogoterapię, szkolenie stowarzyszeniowe i obedience, więc i tak nie ma jak się nudzić szczególnie. Co innego Charlie - biedny żuczek, wciąż nieprzyzwoicie chudy i z sierścią, która nijak nie chroni przed zimnem; bez sprawdzonego w ekstremalnych warunkach przywołania, z brakiem za to sympatii do psów i ślepotą na dokładkę. Jego, przynajmniej przy tej pogodzie, wybiegać trudno. A mimo to wiadomo, że psu do szczęścia potrzebna jest rozrywka.
Tutaj z pomocą przychodzi niezawodne męczenie psa psychiczne (mam też dziki pomysł nauczyć Charliego ćwiczeń na piłce, ale to powoli). Dodatkowo, wiadomo, komendy są psu potrzebne (a jeszcze bardziej, kiedy ma się szalone, jak moje, pomysły), wspólna praca wzmacnia więź i w ogóle nie ma o czym dyskutować, kliker w dłoń i do pracy.

Charlie przyszedł do mnie w pakiecie z komendami "siad", "łapa", piękną reakcją na imię i hasłem "uwaga", które pozwala mu nie zabijać się o większość przeszkód. Do tego wspaniale reaguje na polecenie "zejdź" i na wszelki groźny ton, jak również, z drugiej strony, na pochwały. To świetne podstawy, ale jest jeszcze gigantyczne pole do pracy.
Włączanie klikera zaczęłam, jak chyba pisałam, od niemal samego początku życia z Charliem. Robiłam to zarówno klasycznie, seriami klik-smak, jak i klikając mu wykonywanie komend, które już umiał. Reakcja na klik w końcu nastąpiła, na dźwięk Charlie wyraźnie szuka smakołyka. Z tego punktu już otwarta droga do pracy, więc się zaczęło.

Pracujemy w tej chwili nad dwiema komendami - "leż" i "na miejsce".
Tę drugą też opracowujemy jakiś czas, ale szło powoli i opornie, a zmiana domu właściwie zniweczyła nasze postępy. Teraz jednak, działając na kliker i smakołyki, w kilka sesji doszliśmy do etapu, kiedy wysyła się do klatki grzecznie i skutecznie z bliska. Dalsza praca nad odległością i tempem przed nami.
Leżenie od początku szło bardzo opornie. Niewidomego psa niby da się naprowadzać, ale zajęło mi chwilę, zanim opracowałam odpowiedni gest i takie ułożenie ręki, że Charlie się nie zniechęcał ani nie zjadał mi palców. Pomimo to raczej pochylał się, niż kładł i tutaj musiałam dodatkowo pokombinować. W końcu podziało trzymanie mu jednej ręki nad plecami i prowadzenie smakołykiem z drugiej tak, żeby musiał przepełzać - wtedy wreszcie naprawdę się kładł. Teraz jesteśmy na etapie kładzenia się na komendę "optyczną", to znaczy wystarczy, że podstawiam mu pod nos zwiniętą rękę i ruszam nią lekko w dół, a Charlie leży. Komenda słowna, ku mojemu zdziwieniu, jeszcze nie działa, ale mamy czas.

Klikanie drugiego psa jest fascynującą sprawą. Staram się nie popełnić błędów, która zrobiłam przy Fence. Przede wszystkim praktycznie się nie odzywam, żeby psu nie mieszać w głowie. Nie pomagam też w żaden sposób, staram się nie ułatwiać psu zadania nadmiernie - a zarazem nie pozwolić mu się frustrować. Podnoszę jedno kryterium naraz. No i pracuję bardzo mocno nad swoją niecierpliwością, staram się nie wymagać natychmiastowych postępów, ćwiczę krótko i z nieprzesadną intensywnością, zostawiając niedosyt, a nie zmęczenie.
I powtarzam sobie, że mamy czas, że moja podróż szkoleniowa i z Charliem, i z dwoma psami, dopiero się zaczyna i jeszcze wiele, wiele przed nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!