czwartek, 14 marca 2013

Charlie i odwrażliwianie

Jak pisałam, Charlie dostał kropelki na uszy i do uszu. Podaję mu je od soboty i najpierw było to proste, ale z czasem coraz mniej mu się podoba. Po dzisiejszej aplikacji, która zamieniła się w małą wojenkę (swoją drogą, cudowny jest ten pies o tyle, że do łba mu nie przyszło warknąć czy kłapnąć zębami, uchylał się tylko i uciekał) uznałam, że leczenie leczeniem, ale trzeba odwrażliwić go na zabiegi pielęgnacyjne.
Wzięłam więc kliker (smakołyki już miałam, podawałam przy zakraplaniu) i zaczęłam działać prostą metodą - mówię "ucho", dotykam ucha, klikam spokojne zachowanie, smakołyk. Padłam jednak na szok, kiedy pies, który chwilę wcześniej z niechęci do dotykania uszu prawie wprasował się w ścianę, teraz siedział idealnie spokojnie, jakby doskonale rozumiał, o co chodzi w tej zabawie. Nie wiem, czy wyciszyła go obecność klikera, który oznacza pracę, a nie zabiegi, czy mój spokój, bo podeszłam do odwrażliwiania bez żadnego przymusu i z cierpliwością - dość, że po kilku powtórzeniach mogłam spokojnie zakończyć sesję wielkim sukcesem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!