niedziela, 29 kwietnia 2012

dzień 274 - Treningowe Zawody Agility dla Przyjaciela (i garść update'ów)

Zrobiła się przerwa w pisaniu, zapewne dlatego, że nie działo się nic wielce wielkiego. Chodzimy grzecznie na obi, na agility, idzie nam zasadniczo coraz lepiej, ale fajerwerków brak, ot, dobrze nam się żyje.

Dzisiaj za to spędziłyśmy większość dnia na treningowych zawodach agility. Pojechałyśmy głównie w celach towarzysko-socjalizacyjnych, bo Fenka wciąż za mało umie, żeby myśleć o jakichkolwiek występach - liczyłam ciut na tuneliadę, ale Nina nam odradziła i sądzę, że słusznie. Ale Fenka stanęła na wysokości niełatwego zadania, bo siedziała w klatce jak trusia (w porywach do tego, że tam zasnęła), dała się pięknie obfotografować z przyrodnią siostrą, Drinkiem, porobiła sztuczki, przeszła się na spacer - a wszystko w super humorze i ani na moment nie głupiejąc. Jak dla mnie jest to ogromne osiągnięcie i super cenne, bo technikę sportową możemy spokojnie dopracowywać, ale jest ona troszkę o kant... potłuc, kiedy pies w przerwach między biegami spala się ze stresu - a Fenka miała ku temu wielkie predyspozycje. A tutaj, okazuje się, wielki sukces.
Sama impreza moim zdaniem świetna. Masa ludzi i to nie tylko warszawiaków, bo nieźle reprezentowane było Trójmiasto. I sporo tollerków, bo Exci, Lady, Drink i Rosołek, a na widowni, poza Fenką, Boi. No i genialna, choć może za ciepła momentami, pogoda. Cudnie.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

uczenie - tym razem, się

Właśnie naszła mnie pewna refleksja - otóż są tacy, którzy mówią, że pierwszego psa zawsze się zepsuje - że będzie gorzej wychowany, że może będzie problematyczny, no, że generalnie jest polem doświadczalnym dla niedoświadczonego przewodnika i nie wyjdzie mu to na dobre.
Nie zgadzam się z tym, na pewno nie do końca. Fenka jest moim pierwszym psem, mam ją już prawie 9 miesięcy i nie wydaje mi się, żeby była szczególnie popsuta. Z drugiej jednak strony, prawdą jest - i niby to żadne odkrycie, ale mnie uderzyły jego rozmiary - że żadne mądre książki, filmy i historie nie przygotują na życie z psem, z własnym psem. A na pewno nie przygotowały mnie (bo nie da się wykluczyć istnienia osób tak zorganizowanych i przezornych, że teoria gładko przejdzie im w praktykę).
Ja w każdym razie ze zdumieniem patrzę na to, jak wiele się nauczyłam. Widzę, że gdybym miała brać szczeniaka teraz, sporo rzeczy zrobiłabym inaczej, a jeśli nie inaczej, to w każdym razie wcześniej, bo wiedziałabym, jak się do nich zabrać. Wiem, jak psa uczyć - choć na pewno daleko mi jeszcze do naprawdę głębokiej wiedzy. Wiem, jakie zasady i umiejętności są potrzebne, a jakie w ogóle się nie sprawdzają. Wiem, jakie gadżety i zabawki są przydatne, a na jakie tylko marnuje się pieniądze. I tak dalej, a zarazem czuję i wiem, że to dopiero wierzchołek góry lodowej wiedzy o psach, o własnym psie i o samej sobie, jaką mogę zdobyć. I ten proces zdobywania wiedzy i doświadczenia, tak intensywny, wymagający i tak ogromnie nagradzający wielce mi się podoba; daje mi ogromnie pozytywnego kopa i, po dziecięcemu, zachwyca.

sobota, 14 kwietnia 2012

dni 258 i 259 - egzamin z hula-hop (i kaleczny filmik)

Wczoraj byłyśmy (po kolejnej dłuuugiej przerwie) na szkoleniu z dogoterapii i okazało się, że ma odbyć się "egzamin z hula-hop". Polegał on na tym, że pies miał za zadanie przeskoczyć przez jedną obręcz, najpierw trzymaną przez przewodnika, potem przez kogoś innego, a potem przebiec "tunel" z dwóch i czterech obręczy.
Podeszłam do sprawy sceptycznie, bo młoda widziała hula-hop dwa razy w życiu i dawno, ale w ramach filozofii czerpania ile się da ze wszystkiego, co robię z psem, postanowiłam spróbować. I okazało się, że Fenka załapała o co chodzi w parę minut, a tunel z hula-hopów błyskawicznie skojarzyła z tunelem agilitowym i latała po nim bez wahania i trudu, co koniec końców zaowocowało egzaminem zdanym na piątkę. Tak oto w indeksie psa terapeuty (tak, coś takiego naprawdę istnieje), który zaraz wyrabiamy, będzie już pierwsza ocena.

Oprócz tego dziś na spacerze powstał filmik (dzięki, Kaja!). Jakość ma kaleczną, scenariusz żaden, ale można w nim zobaczyć, jak Fenka wykonuje parę ćwiczeń z zakresu posłuszeństwa. Oraz zachwycić się moją kurtką Buki.

czwartek, 12 kwietnia 2012

dzień 257 - "dorosłe" agility

No i stało się. Z weekendowego agilitowego przedszkola przeniosłyśmy się do normalnej, dorosłej grupy i to prowadzonej przez Ninę Bekasiewicz i pierwszy trening odbył się dziś.
I ja nie wiem, co się stało (no dobrze, trochę wiem), ktoś mi chyba psa podmienił. Fenka, która wiadomo, jest cudna, ale miewa swoje odpały i nieznośności, zachowywała się super, aż nie wiem, od czego zacząć. Skupiona na mnie była jak złoto, to raz. Dwa, nie podniecała się biegającymi innymi psami (a w każdym razie nie podniecała się jak na siebie, może w skali bezwzględnej było jedno czy dwa nakręcenia, ale krótkie). Trzy, naprawdę słuchała. Cztery, okazało się, że pamięta samoloty, których uczyła się na jesieni. Pięć, odnosi mi piłkę pod nogi, wymienia się za drugą piłkę, za smaka, full service. Znowu, nie jest to obiektywnie i bezwzględnie idealne, ale jest postęp skokowy.
Na pewno pomogły ciastka wątróbkowe, które z narażeniem zdrowia psychicznego dziś upiekłam. Może trudno w to uwierzyć, ale sądzę, że pomogły zajęcia z obi w liczbie sztuk dwóch - może bardziej mi, niż Fence, ale to się, wiadomo, przekłada. Na pewno moje nastawienie wiele zmienia. Najważniejsze, że skutek jest taki, że jestem szczęśliwa, dumna i cudownie zmęczona.

środa, 11 kwietnia 2012

dzień 256 - dogoterapia - Marta

I znowu dostałyśmy zaproszenie na zajęcia. Tym razem była to prawdziwa dogoterapia, AAT, ponieważ pomagałyśmy Magdzie N. w zajęciach z Martą, która ma 10 lat, zespół Aspergera i panicznie boi się psów.
Fenka po raz kolejny nie zawiodła. Wprawdzie była nieco rozkojarzona, ale zachowywała się ładnie, a kiedy załapywała, o co jest proszona, wykonywała fajnie i entuzjastycznie; a miała sporo pracy - trzeba było się dać głaskać, ale bez obracania łebka w stronę Marty, robić sztuczki, słuchać jej poleceń, skakać przez przeszkody i najpierw nie zjadać ciasteczek, a potem je zjeść =). Marta zaś jest przesympatyczna, zadawała mnóstwo pytań i widać było, że się starała.
Mamy wciąż mnóstwo pracy przed sobą. Fenka musi się lepiej skupiać, ja muszę ją w tym kierunku prowadzić. Za to pod nieobecność Marty mała posocjalizowała się z deskorolką innymi strasznymi maszynami na kółkach. Ogromnie mi się, nie po raz pierwszy, podoba praca z tym psiakiem.

wtorek, 3 kwietnia 2012

dzień 248 - debiut w dogoterapii

Jak w tytule - długo oczekiwany moment przyszedł nieco niespodziewanie. Dzisiaj Fenka zadebiutowała jako pies-terapeuta na zajęciach w ramach projektu Uwaga! Dobry Pies w przedszkolu na Wawrzyszewie. I od razu były to zajęcia dla dwóch grup, z czego jednej integracyjnej.
Zadanie nasze, a głównie jej, polegało na asyście przy dwóch ćwiczeniach: z poprawnego witania się z psem, kiedy to dzieci podchodziły do mnie, pytały o pozwolenie i głaskały Fenkę, i z bezpiecznej pozycji przy obcym psie, czyli stania jak kołek - tutaj zadaniem młodej było chodzenie wśród dzieci przy mojej nodze i nie zwracanie na nie uwagi. Do tego dzieci z pierwszej grupy na koniec karmiły Fenkę smakami, a z drugiej oglądały pokaz sztuczek.
I, cóż, jestem z mojej suni dumna. Obawiałam się nieco tego debiutu, bo zdarzają się jej przekręcone i nieopanowane emocje. Zachowała się jednak jak zawodowiec niemal - wszystko poszło nam prawie idealnie, była we mnie wpatrzona jak rzadko, ślicznie słuchała, pięknie się wyłączała, kiedy nie miała nic do roboty i cudownie, popisowo wręcz wyleżała "zostań" przy grupowym zdjęciu w obu grupach. A, no i była ubrana w przyduże szelki robocze, bo okazuje się, że model na beagle'a jest za wielki i to też jej nie przeszkadzało, mimo, że miała je na sobie drugi raz w życiu. Faktem jest, że przy drugiej grupie troszkę już nie miała ochoty być głaskana i że ogólnie mogłaby być odrobinkę spokojniejsza (chociaż bo ja wiem? To toller i szczeniak, możliwe, że ekscytacja zadaniem jest jaka musi być i nie ma sensu, żeby była mniejsza), ale jestem naprawdę zachwycona. Również, dodam, całkiem jestem zadowolona z siebie, bo jednak pies nie prowadzi się sam, a Fenka jest ekspertem w rezonowaniu moimi emocjami (w tym, rzecz jasna, negatywnymi), więc jej wynik dzisiaj świadczy chyba całkiem nieźle o mojej pracy i opanowaniu (bo, jak wspominałam, nieco byłam spękana).

Oczywiście, przed nami obiema długa droga, obie dopiero się uczymy i sporo czasu upłynie, zanim będziemy naprawdę dogoterapeutą i psem-terapeutą. Ale okazuje się, że mogę być już dumna z tego, co mamy.

A tak wygląda pies po relaksacyjnym pławieniu po dobrze wykonanej robocie:


Edit: facebookowicze mogą obejrzeć zdjęcia z dzisiejszych zajęć pod tym linkiem. I zalajkować nasz projekt przy okazji.

niedziela, 1 kwietnia 2012

dzień 246 - koniec kursu agility i tollerospacer

Dzisiaj po czterech miesiącach skończyłyśmy pierwszy kurs agility. Z tej okazji trening był inny niż zwykle, sekwencje dłuższe, a my miałyśmy same decydować, jak je pobiec. Oczywiście miałyśmy z Fenką parę potknięć, ale zebrałyśmy też sporo pochwał... Jestem zachwycona. Tym, czego się nauczyłyśmy, tym, jak młodą i mnie to cieszy, tym, że śnieg i mróz, przeziębienia i niedospanie nie były w stanie nas powstrzymać od chodzenia na treningi, tym, kogo poznałam. I strasznie się cieszę, że mogłam uczyć się z takimi ludźmi (tutaj nastąpi ciąg dalszy, bo ekipa będzie taka sama na następnym kursie), i od Magdy - której nie mogę za dużo chwalić, bo chyba czyta tego bloga, a jeszcze będę ją widywać ;-), ale powiem Wam, że jeśli kiedyś zechcecie ćwiczyć agility, to do Magdy Łabieniec na kurs idźcie jak w dym!
Teraz dwa tygodnie przerwy i od 13 kwietnia rusza kurs, już całkiem dorosły, z Niną Bekasiewicz. Nie mogę się doczekać.

Poza tym po treningu odbył się spacer tollerowy. Było nas cztery panie i cztery psiaki - Lula, Fenka, Boi i Foxtrot. Zabawne, że Fenka, ze swoim czarnym nosem, leciutką budową dodatkowo podkreśloną przylegającym włosem, wąskim pyszczkiem i marnym wzrostem wyglądała przy reszcie jak ósme dziecko stróża, bo nawet półroczny Boi ją przerastał. I była wredna, bo kradła Luli patyki. Ale ogólnie jestem z niej zadowolona, polatała, pobawiła się, słuchała mnie grzecznie.

Lubię tę sukę i lubię z nią żyć.

PS. Dzięki Ani od Pajdy mam zdjęcia. Tak wygląda ucieszona mordka Fenka skaczacego:

 
Photobucket