czwartek, 12 kwietnia 2012

dzień 257 - "dorosłe" agility

No i stało się. Z weekendowego agilitowego przedszkola przeniosłyśmy się do normalnej, dorosłej grupy i to prowadzonej przez Ninę Bekasiewicz i pierwszy trening odbył się dziś.
I ja nie wiem, co się stało (no dobrze, trochę wiem), ktoś mi chyba psa podmienił. Fenka, która wiadomo, jest cudna, ale miewa swoje odpały i nieznośności, zachowywała się super, aż nie wiem, od czego zacząć. Skupiona na mnie była jak złoto, to raz. Dwa, nie podniecała się biegającymi innymi psami (a w każdym razie nie podniecała się jak na siebie, może w skali bezwzględnej było jedno czy dwa nakręcenia, ale krótkie). Trzy, naprawdę słuchała. Cztery, okazało się, że pamięta samoloty, których uczyła się na jesieni. Pięć, odnosi mi piłkę pod nogi, wymienia się za drugą piłkę, za smaka, full service. Znowu, nie jest to obiektywnie i bezwzględnie idealne, ale jest postęp skokowy.
Na pewno pomogły ciastka wątróbkowe, które z narażeniem zdrowia psychicznego dziś upiekłam. Może trudno w to uwierzyć, ale sądzę, że pomogły zajęcia z obi w liczbie sztuk dwóch - może bardziej mi, niż Fence, ale to się, wiadomo, przekłada. Na pewno moje nastawienie wiele zmienia. Najważniejsze, że skutek jest taki, że jestem szczęśliwa, dumna i cudownie zmęczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!