środa, 18 lipca 2012

dni 337-350 - Karwia

Wakacje! I od razu w przytupem, bo pierwsze dwa tygodnie lipca spędziłyśmy nad morzem, w Karwi na działce. Ogólnie było to o tyle ciekawe, że na tej samej działce byłyśmy w zeszłym roku, kiedy Fenka nie miała jeszcze trzech miesięcy. Fajnie można było poobserwować, jak się zmieniła, a zmieniła się bardzo.

Przede wszystkim, zapamiętała co to namiot i nie było z nim problemu. Owszem, pierwszego wieczora miała moment marudzenia, ale szybko poszła spać, a kiedy drugiej nocy wprowadziłam do namiotu wygodny materac w ogóle było szczęście i spychanie mnie z niego przez sen.
Poza tym cóż, wyjazd był nastawiony na relaks z minimum pracy. Pogoda nie była zbyt słoneczna, co mi osobiście bardzo pasowało, bo nie kocham ani upału, ani smażenia się na plaży, a tak wypady plażowe ograniczałyśmy do kąpieli i kopania wielgachnych dołów - bo z Fenki wyszła szalona nornica i kopanie bawi ją niezwykle. Morze pokochała, włazi do niego sama i aportuje z wody jak szalona, a kiedy tylko pływa, lubi rozrywkowo podgryzać fale. I zrobiła na mnie duże wrażenie, bo nawet sporych fal się nie boi i dzielnie wiosłuje, nie dając szczególnie ponosić się prądowi. Jedyny problem jest taki, że od aportowania mała traci rozum i bywało, że ledwo powłóczyła łapkami, a jeszcze rzucała się do wody; tutaj akurat muszę myśleć za nią i w porę przerywać zabawę.
Poza morzem było dużo działkowania. Na działce pies super, nie kradła jak kiedyś, a jak już coś ukradła, oddawała grzecznie. A głównie zajmowała się asystowaniem każdemu, kto akurat robił coś ciekawego - strasznie to jest ciekawski pies i była przy każdym, kto się ruszał. Z drugiej jednak strony potrafi się wyciszyć i iść spać. Najbardziej bawiło mnie, kiedy wieczorami siadaliśmy przy stole pod przedsionkiem przyczepy, a Fenka, zmęczona już po dniu, kładła się na łóżku w przyczepie i spała, nasłuchując tylko, kiedy dam sygnał do przenosin do namiotu.
Bardzo też spodobało mi się, jaka jest towarzyska. Owszem, miała skupienie na mnie i to ze mną zostawała kiedy inni gdzieś szli (lub szła, kiedy inni zostawali), ale nie przeszkadzało jej to w zabawach z innymi (szczególnie upatrzyła sobie jednego kolegę i z nim urządzali sobie długie sesje berka miedzy samochodami). Dodatkowo, pod koniec wyjazdu dojechał (z tatą) czteroletni Bastian. Miałam pewne obawy, bo Fenka to z jednej strony pies terapeuta, ale z drugiej mały rozbójnik, a Bastka znałam słabo i nie wiedziałam, jak zachowuje się przy psach. Wyszło jednak wspaniale. Polubili się szybko i kiedy tylko zabroniłam Fence zbyt entuzjastycznego i połączonego ze szczekaniem zachęcania małego do zabawy, bawili się bardzo fajnie. Doszło nawet do tego, że Fenka słuchała bastianowych poleceń i pięknie siadała i kładła się na życzenie, poza tym bez problemu znosiła jego bieganie, piski, nie zawsze delikatne głaskanie i przytulanie.
Spacery też były. Chadzałyśmy do "miasta", gdzie mimo tłumów i hałasu pies był grzeczny. Nauczyła się spać spokojnie pod stołem, kiedy ja jem; właściwie jedyny problem był z okazjonalnym ciągnięciem na smyczy, szczególnie w stronę wyjść na plażę.
Wreszcie urządziłyśmy sobie pierwszy dłuższy trek - poszłyśmy do Dębęk, siedmiokilometrową, przyjemną trasą lasem i skrajem lasu. Krokomierz mówi, że chodzimy w prędkością 4,5 km na godzinę, co jest wynikiem z jednej strony żenującym na zawody, a z drugiej całkiem ok na bardzo zrelaksowany spacer. W każdym razie coraz bardziej mi się ta zabawa podoba, chodzi się lekko, Fenka dobrze dostosowuje tempo i w jakiś magiczny sposób już rozumie komendy "naprzód", "lewo" i "prawo". No i samo doświadczenie takiej wyprawy, tylko z psem, ładną trasą...
I ostatnia rzecz: Fenka jest potwierdzonym mistrzem długodystansowej jazdy samochodem. Śpi jak zabita, ożywia się na postojach, znosi wszystko.

Teraz jesteśmy w połowie warszawskiego tygodnia, w sobotę zaś ruszamy na Mazury. To są i będą dobre wakacje.

3 komentarze:

Dzięki za komentarz!