Dziś z samego rana (bladym świtem po 10) po długiej przerwie odwiedziłyśmy plac DogCampusu, żeby zobaczyć, jak Fenek radzi sobie z obedience. Byłam dobrej dość myśli, bo coś poćwiczyłyśmy w Karwi i w domu.
Niepotrzebnie. Plac, mimo że Asia straszyła ulewnym deszczem, powitał nas duchotą i upałem. Pół biedy, że mnie to nie zachwyciło, ale Fenka odmówiła współpracy koncertowo, twierdząc, że przy takiej pogodzie może ewentualnie chodzić i węszyć, ale pracować? O nie, co to, to nie.
Koniec końców nie było dramatycznego dramatu, bo coś się udało z nas wykrzesać. Zebrałyśmy nawet pochwałę, że chodzenie przy nodze jakby lepsze, że młoda nie zostaje z tyłu i że rusza ładnie. Pacanie na ziemię też ładne, targetowanie łapami ok. Ja tradycyjnie zgarnęłam ochrzan za niedobór entuzjazmu... Kiedyś się nauczę! Wreszcie Asia zdecydowała, że mamy przyjść i jutro, tym razem wieczorem, co zwiększa nasze szanse, bo obie jesteśmy raczej wieczorne.
Potem odebrałyśmy przesyłkę z Animaliów, bo zdecydowałam się pogardzić kurierem i zrobić spacer na Łowicką. W przesyłce była między innymi psia szczoteczka i pasta do zębów, bo odkryłam na fenkowych zębach nieładny osad (no i Monika na zajęciach Dobrego Psa tak naciskała na konieczność mycia ząbków =)). I hura, mamy pierwszy zabieg pielęgnacyjny, który Fenka zdaje się lubić! Wprawdzie przy radosnym podgryzaniu szczotki prawie pozbawiła mnie palca, ale ogólnie daje sobie manipulować przy zębach grzecznie i wesoło.
I wreszcie coś, co wiem od dawna, ale jakoś nigdy nie miałam okazji tego napisać: otóż Fenka, delikatna księżniczka (parrrrsk śmiechem) ma straszne łaskotki w łapkach. Skąd wiem? Bo pół biedy, że nie lubi, jak się ją w łapy dotyka, ale cyrk, który odstawia, gdy wejdzie w mokrą trawę jest całkiem jednoznaczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz!