czwartek, 13 września 2012

Falenica

U nas znowu zmiany i znowu coś się rusza. Do naszego mieszkania wkroczyli robotnicy celem wyremontowania (czytaj: rozwalenia do cna i zbudowania od nowa) łazienki i kuchni, więc Fenek i ja wyniosłyśmy się do rodziców, czyli do Falenicy. Rodzice mieszkają w domku na samym, samiutkim krańcu Warszawy. Mają nawet kawałek ogródka , a za furtką rozciąga się las, którym można zawędrować daleko na południe i wschód.
Wprowadziłyśmy się wczoraj i Fenka jest wniebowzięta. Owszem, miała krótki okres adaptacyjny, kiedy nie bardzo wiedziała, co tutaj robimy (bywała w Falenicy na rodzinnych imprezach, ale to zupełnie co innego niż codzienne życie) - ale przeszedł szybko. Teraz zaś wiadomo już, że można biegać po ogródku, bawić się szyszkami i tropić. Niestety, nie wolno kopać dołów. Za to do ogródka przychodzą wiewiórki, które są najbardziej fascynującymi istotami świata i Fenka sprawia wrażenie, jakby bardzo zazdrościła im umiejętności chodzenia po drzewach.
Poza ogródkiem można chodzić na spacery bez smyczy i bobrować po krzakach. Albo, jeśli pojawia się smycz, to znaczy, że na spacer idzie tata; a chęć taty do wychodzenia z psem oznacza, że codziennie można wyjść całe mnóstwo razy.
W domu zaś jest fajnie, bo jest masa mebli, na których można spać, jest piwnica, w której dzieją się przeciekawe rzeczy (na przykład tata tam chodzi, a tata ogólnie jest fantastyczny), jest taras, z którego można obserwować świat i na który, w przeciwieństwie do balkonu w domu, wolno wychodzić.
Generalnie, jest czad. Dzisiaj czeka nas dłuższy spacer. Pytanie, jak Fenek zniesie samotne zostawanie, ale to odkryjemy na dniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!