niedziela, 2 września 2012

23-30 sierpnia - obóz agility

Znowu z opóźnieniem, ale pora wspomnieć o kolejnej wyprawie. Tym razem był to tydzień na organizowanym przez DCAC obozie agility w Mikoszewie.

Było... cóż, intensywnie. Trzy treningi dziennie może nie wykańczały, ale zostawiały niewiele czasu na cokolwiek innego, a i mało chęci, bo psy musiały odpoczywać, a włóczyć się bez psa nudno. Rytm dnia obracał się więc wokół treningów, posiłków, czytania i muzyki. Choć trzy wycieczki na plażę też się zdarzyły, z czego ostatnia w imponująco licznej grupie, wywołującej zdumienie nielicznych świadków.
Fenka po raz kolejny zdała egzamin z życia w grupie psów. Troszkę poburkiwała przy misce, nie jest też typem psa, który pcha się w sam środek zabawy i kotłowaniny, ale ogólnie nie robi wstydu i można z nią spokojnie jeździć, gdzie dusza zapragnie.
A samo agility? Znowu, jak w czasach przedszkolnych, trafiłyśmy pod instruktorskie skrzydła Magdy Łabieniec; wiele się jednak od tego czasu zmieniło. W Fence, bo ja wciąż nie mam koordynacji i nie biegam, choć wydaje mi się, że biegnę =). Fenka jednak pięknie współpracuje, stara się maksymalnie, dostosowała się do mojego stylu i nie leci byle dalej, tylko czujnie i uważnie zbiera moje kaleczne wskazówki i całkiem pięknie - o ile nie przeszkodzę jej wybitną niezręcznością - biega torki. Najlepszym dowodem na to może być statystyka z ostatniego treningu, podczas którego biegaliśmy dwa tory, najpierw bez żadnych wskazówek, według własnego pomysłu, potem już z pomocą Magdy. I pierwszy bieg po pierwszym torze wyszedł z jedną tylko zrzutką, drugi dętka, bo pokazałam Fence złą dziurę w tunelu; pierwszy bieg po pierwszym torze znów dis, bo nie dość psa skręciłam i dałam jej biec na pamięć, ale drugi bieg drugiego toru już prawie idealnie (Fenka krzywo skoczyła koło, ale to już siła wyższa i brak wprawy). Widać więc wyraźnie, że daleko nam do poziomu zawodniczego, ale i że nie jesteśmy kompletne nogi. Ogólnie, nauczyłam się mnóstwo, chociaż aerobik i panowanie nad nerwami są nieodzowne, jeśli mam to robić dalej.
No i właśnie, robić dalej. Planowałam wyrzucić agility z naszych zajęć, bo nie byłam do niego przekonana, ale po tym obozie, widząc zaangażowanie Fenki i swoje powolne, ale istniejące postępy, chyba zostajemy.

Wreszcie koniecznie muszę wspomnieć o innej zalecie takich wyjazdów: poznaje się mnóstwo wspaniałych ludzi. I tak też było tym razem: poza kolejną możliwością pouczenia się od Magdy Ł., fajnie było znowu zobaczyć Ninę czy Zosię Skiperową, ale też cieszę się bardzo, że poznałam Magdę Juiceową, Asię od Trusia (i Magdę z Lądka), dziewczyny (i chłopaka) z Gliwic czy Kasię od Meli i Martynę od Emy. Różne rzeczy można powiedzieć o polskim psim światku, ale jest pełen fantastycznych ludzi i spotkania z nimi wiele dają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!