niedziela, 12 lutego 2012

dni 196 i 197 - treningi

Po przerwie spowodowanej mrozami, w sobotę wróciłyśmy na trening agility. I ojej, gdyby nie to, że Fenka by nie wyrobiła, a i moja praca by ucierpiała, najchętniej chodziłabym na nie codziennie.
Sobotni trening poświęciłam w połowie na pracę nad aportem i dyskusję - tutaj należą się WIELKIE podziękowania DogCampusowej Joannie, która pokazała mi genialne ćwiczenia, utwierdziła mnie w wierze, że Fenka jest strasznie fajnym psem z niezłym potencjałem i dała mi ostro do myślenia w temacie podejścia do szkolenia (możliwe, że coś o tym napiszę, ale dopiero, jak sobie poukładam w głowie). Dzisiaj za to głównie biegałyśmy ze wszystkimi, choć na samym początku zajęć znowu ćwiczyłyśmy aport i pokazano mi, że Fenka potrafi i chce przeciągać się z zapałem młodego amstaffa =).
I dawno nie byłam tak pozytywnie nakręcona, jak po tych zajęciach. Po pierwsze, mam wreszcie naprawdę działający sposób na wyeliminowanie fenkowych kłopotów z aportem i na naprawdę niezłą zabawę na spacerach. Po drugie, zobaczyłam Fenkę w jeszcze lepszym świetle - okazało się, że dobrze zachęcona jest psem jeszcze bardziej wesołym, energicznym i nakręconym, niż myślałam. Po trzecie, okazało się, że i ja całkiem nieźle potrafię z niej wydobywać tę energię, bo szczególnie dzisiaj była świetna, wpatrzona, kombinująca, posłuszna, a zarazem rozbiegana jak szatan. I wreszcie, po czwarte, agility jest naprawdę super. Trudne to jak cholera, mniej dla psa (przynajmniej na razie), bardzo dla mnie. Już o tym pisałam, ale teraz mam nowy (?) zestaw konkretnych problemów: fatalne wyczucie "co-gdzie-kiedy", bo nie ogarniam, gdzie stać i co i kiedy zawołać i pokazać; masakryczny brak płynności (najpierw wyprzedzam Fenkę o sto metrów, potem staję bez sensu); ledwo jestem świadoma, co i którą ręką pokazuję; że nie wspomnę nawet o rzucaniu smaków w porę i w kierunku. Brzmi to dość koszmarnie, wiem, ale wydaje mi się, że wszystko jest do przepracowania przez wprawę - szczególnie, że po fakcie całkiem nieźle rozumiem, co zrobiłam nie tak i chociaż próbuję się poprawić (co w praktyce oznacza, że koło trzeciej próby danej sekwencji Fenka biegnie ślicznie, bo z pamięci, a mi udaje się jej nie przeszkadzać i prawie wyglądać, jakbym wiedziała, co robię =)). Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że póki co obie bawimy się znakomicie - o co szczególnie nie podejrzewałam siebie, bo przy znikomej liczbie sukcesów i masie błędów "powinnam" raczej się wkurzać, a okazuje się, że głównie jest mi do śmiechu i do pracy. I już nie mogę doczekać się jutrzejszego spaceru i nowych zabaw.
Dobrze jest, okropnie dobrze.

2 komentarze:

  1. Agnieszka! Feniaści fani chcą filmik z jej aportem i z jej adżility! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech mi więc kamerę kupio! ;-)
    A serio, coś na treningach się kręci, może odzyskam. MOŻE.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!