środa, 19 listopada 2014

Straszna historia tollerowego burrito

Uwaga, będzie samozadowolenie i afirmacja.

Ania od Hixa i Dog's Paths zaproponowała zabawny projekt: kto żyw, uczy psa zawijania się w kocyk! A że od dawna miałam smaka na tę sztuczkę, żwawo ruszyłam do nauki. I wyszła z tej naszej nauki historia z dreszczykiem i wielowątkowym morałem.

W ogóle miałam wątpliwości, czy powinnam próbować, bo teraz mocno siedzimy w obi, a Magda mówi, że nie należy za bardzo "rozklikiwać" psa, bo pies radośnie oferujący non stop to nie to, co jest nam w w posłuszeństwie potrzebne.
Szybko okazało się też, że klikanie NIE. Kliker ekscytuje Fenkę dziko i jedyne, co osiągnęłam w sesji klikerowej, to niezdrowe podjaranie i pomysł, żeby nie brać rogu kocyka w pysk, tylko plątać go między łapami. Wywołało to u mnie ostry kryzys, uznałam, że wszystko jest do niczego, ja zwłaszcza, i że nigdy Fenki zawijania się nie nauczę.

Uznałam jednak, że tak nie wolno, że jednak się nie poddam. Ale również, że nie ma sensu próbować powszechnymi metodami, tylko pracować tak, jak się nauczyłam, tak, jak Fenka potrzebuje.
Wzięłyśmy się więc za samo trzymanie przedmiotów. Na pierwszy ogień poszły dwie zabawki, których używamy do nauki aportowania (pseudo-zamszowa kostka i z podobnego materiału "pałka"). Po drobnych konsultacjach doszło do tego zestawu genialne narzędzie, jakim jest samokontrola, używana jako "reverse luring", czyli rodzaj naprowadzania: otwarta ręka oznacza "dobrze, zaraz będzie nagroda", zamknięta (i informacja głosem) znaczy, że trzeba inaczej i że błąd. Okazało się, że ta metoda działa wspaniale (szczególnie, kiedy po sesji czy dwóch poprawiłam sobie koordynację i timing) i Fenek załapał, że ma siedzieć na tyłku i trzymać spokojnie, bez plucia i podgryzania. Potem umiejętność trzymania przenosiłyśmy na róg kocyka i na drewniany aport do obi - mieszając to wszystko, żeby po pierwsze, w chwilach kryzysu na przedmiotach trudniejszych wracać do łatwiejszych, po drugie, żeby generalizować jak najbardziej. I znowu, udało się.
Kolejnym krokiem było dołożenie innej komendy podczas trzymania. Zaczęłam od przejść "siad" i "leż", robiłyśmy przywołanie i dostawienie do nogi.
Było też wyciąganie przeze mnie ręki do przedmiotu, dotykanie go, nawet pociąganie i machanie smakołykami pod nosem, wszystko z nagrodą za trzymanie.
Cała praca robiona była w skupieniu i maksymalnym spokoju, z przerwami w razie pobudzenia i utraty mózgu.
W końcu, kiedy miałyśmy trzymanie przedmiotów połączone z ruchem i rozproszeniem, a bez plucia i podgryzania, połączyłyśmy wszystko do kupy: i tak, poznane już trzymanie ze znaną od dawna beczką dały w efekcie piękne tollerowe burrito, które, z uwagi na bezmięsność naszego domu i moją wadę wymowy nazwałam falaflem =).

Historia ta, emocjonująca i z ogromnie radosnym zakończeniem, niesie też ze sobą zestaw ważnych nauk.
Podążanie za grupą jest fajnym motywatorem. Ale! Nie można podążać ślepo. Raportując na fb o moich problemach z Fenką, dostałam dużo porad, udzielanych z dobrego serca, ale zupełnie nie dla nas, bo u Fenki powodowałyby tylko większą nakrętkę.
Uważać też trzeba na presję grupy (nawet tę, którą wywiera ona całkowicie nieświadomi albo w dobrej wierze, pozytywnymi komentarzami typu "na pewno wam się uda" i wrzucaniem kolejnych filmików z sukcesów), bo gdybym uległa pokusie działania na szybko, na zasadzie "ja nie zrobię?!", nie miałabym nic albo miałabym burrito nadziane frustracją i bylejakością. Przerost ambicji też dobry nie jest.
Najważniejszy jest nasz pies i nas team. I tego psa trzeba poznać, słuchać, dopasować do niego metody, wymagania, tempo pracy. Po prostu.
No i wnioskonauka bardzo pozytywna: cholera, ja naprawdę sporo się nauczyłam przez ten rok. I zmieniła się, co więcej, na lepsze, moja relacja z Fenką.

A oto efekt (kręcony termoforem):


PS. Jako "efekt uboczny" mamy piękne trzymanie obikowego aportu, z naciąganiem nawet! Co jest wielkim bonusem i nieprzypadkowo nad tym pracowałam, bo ostatnio szwankowało.

3 komentarze:

  1. O i ja myślę nad tą sztuczką, ale na razie stoję w martwym punkcie z trzymaniem przedmiotów w pysku (to znaczy ja akurat potrafię, ale szczyl cały czas memła i nie potrafię z nim przedłużyć trzymania na dłużej niż 2-3 sekundy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam ból :(. ale samokontrola pomaga. kliker, jeśli nie podkręca, może pomóc być może. czasem pomaga też poproszenie psa o inną czynność, np. obieganie czegoś, pies może "zapomnieć" o aporcie w pysku i ten brak skupienia na nim czasem przekłada się na ładne trzymanie.

      Usuń
  2. Gratuluję wam bardzo!
    Hm, może i ja się tego podejmę? Chociaż podejmowałam się już kilka razy i wszystko na nic, pies nie potrafi się turlać (potrafi jak chce, ale jak są smaki i zabawki, mózg wylatuje uszami podczas tej sztuczki, chociaż gdy podczas innych mam spokojnego, skupionego psa).

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!