wtorek, 14 października 2014

Akcja Naprawcza Fenki i obedience - czyli duma i zadowolenie

Od powrotu do obedience (z nową trenerką, Magdą Łęczycką) minęło 9 miesięcy.
Od rozpoczęcia Akcji Naprawczej Fenki na konkretną skalę - 4 miesiące.
Efekty są takie, że wczoraj bez wahania zapisałam nas na II Altowe Treningowe Przebiegi Obedience. Takie, że Magda sama to doradzała. Ba, takie, że Magda i inne Osoby, które Fenkę znają i na których opinii mi zależy, chwalą nas mocno, że widać potężne zmiany. Na lepsze.

Czy Fenka stała się nowym, innym psem? Nie. Nijak. Wciąż jest nadpobudliwa, kica, ekscytuje się, kombinuje jak koń pod górę. Potrafi się rozedrzeć jak szalona i wystartować do psa, który nadepnie jej na tęczę (określenie Patrycji Kowalczyk =)).
Ale niesamowicie wydłużył jej się czas skupienia na mnie, nie "dynda" na smyczy znudzona na treningach (a jeśli, odwołuje się bardzo sprawnie), oferuje mi swoją uwagę na spacerach częściej niż kiedykolwiek, myśli, a najważniejsze: panuje nad sobą. Potrafi zrezygnować z darcia japona w każdej niemal sytuacji. Potrafi uspokoić się, choć już zaczyna dymić do innego psa. No i tuli się jak nigdy, zrobiła się z niej przylepa: na swoich wprawdzie warunkach, o swoich porach, ale widać, że dotyk sprawia jej przyjemność jak nigdy dotąd.
Długa droga jeszcze przed nami i do obikowych trójek ;), i do - ważniejszego - pełnego zrównoważenia życiowego, ale postęp mamy naprawdę duży.

Jak to się stało? Ano, kompleksowo. Z jednej strony regularne treningi obi. Do tego okazjonalne tropienie. Ale przyznam, że nie prowadzę Fence treningów co dzień, nie tłuczemy ćwiczeń, nie szlifujemy umiejętności jak może powinnyśmy. Z drugiej strony, bardzo dużo pracuję nad wyciszaniem Małej. Przerywam jej wybuchy emocji, pokazuję, że można inaczej. Uważnie obserwuje otoczenie, i chociaż nie jest ono nijak przewidywalne i często bywa baardzo trudne, próbuję pomóc Fence radzić sobie w nim bez nadmiernej ekscytacji.
Z trzeciej strony, kiedy Magdy spytała, co robiłam, że mam efekty, powiedziałam, że dużo myślałam. I, cholera, taka właśnie jest prawda. Poświeciłam sporo czasu na poznanie, zrozumienie i po swojemu skomponowanie metody pracy z psem, życia z psem, która naprawdę mi pasuje. Przełożyło się to na coś, co Magda nazywa kultura pracy - czyli właśnie na fajny, spójny system, który motywuje psa do wszelkiego działania ze mną. Do tego robię co mogę, żeby pilnować siebie, kontrolować swoje emocje i sygnały, które wysyłam. W ten sposób mam wrażenie, że stałam się dla psa bardziej jasna, spójna, lepiej się rozumiemy. A też wkładam dużo, więcej niż kiedykolwiek pracy w czytanie tego, co druga strona chce mi przekazać.

Ech, dumna jestem. Z Fenki, z siebie, z efektów naszej wspólnej pracy. I cieszę się na to, co nadejdzie (choć coś mi mówi, że wypadałoby zwiększyć intensywność treningów, skoro za dwa miesiące zawody).

1 komentarz:

  1. Kurczę i dlatego obi to dla mnie piękny sport - uczy równowagi, balansowania na dwóch skrajnych emocjach, zaufania do swojego towarzysza. I tak naprawdę wycisza, pomaga w skupieniu. Jeśli jest jakiś psi sport, który uprawialiby tybetańscy mnisi, na pewno stawiam na obedience! :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!