czwartek, 23 stycznia 2014

Wielka wkrętka obikowa

No i stało się!
Ostatni trening indywidualny obi był ciężki, bo było zimno jak diabli, wokół latały ptaszyska, ciężko było się ogarnąć. Dlatego na możliwość potrenowania na hali rzuciłam się jak dzika.
I to była, powiem Wam, najlepsza decyzja od dawna.

Trening zaczynał się późno, bo o 21:30. Ostatnio, z powodu szczeniaka i narzucanego przez nią rytmu (szczeniak pada po 22 i wstaje o 7, nie ma przebacz), 21 kojarzyła mi się z godziną powolnego domykania spraw i zbierania się w stronę łóżka - i aż się zdziwiłam, z jakim entuzjazmem pakowałam o tej porze treningową torbę.
Sam trening - cudo! Na hali zimno wprawdzie, ale do przeżycia (i brak wiatru wielkim luksusem jest). Towarzystwo super fajne. No i Feneczek, mały mistrz Feneczek...
na początku miałam pewne obawy, bo na widok obcych psów zaczęła burkać, a po przypięciu smyczy treningowej kicać, ale ostatecznie okazało się, że sucz pracuje jak marzenie. Robiliśmy rzeczy stricte obidiencowe: zostawanie, uczenie komendy "look", omijanie z dostawianiem do nogi, chodzenie za mną i siady w marszu, przeszkodę i kwadrat. I Fenka zaskoczyła mnie mega pozytywnie nie raz, zarówno uporem (nie dała się przepchnąć z pozycji, dostawiała się jak szatan, ogólnie, pracowała fenomenalnie. I okazuje się, że pamięta wiele z tego, co robiłyśmy wcześniej.
Owszem, miała fazy "wolnego skrzata", kiedy dostała piłkę i z nią uciekała.

Ale zasadniczo, obikowanie z Feneczkiem to genialna zabawa. I ja chcę dużo i często.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!