wtorek, 20 sierpnia 2013

Zaawansowany Obóz Dogoterapeutyczny - Gołdap 2013

Tam właśnie byliśmy od 8 do 18 sierpnia w pełnym składzie, czyli dwuosobowym i trójpsim. Obóz organizowało Stowarzyszenie Zwierzęta Ludziom, wielokrotnie tutaj wspominane, którego Ludzie są członkiniami, podobnie jak Fenka i Luna, która na początku lipca śpiewająco zdała testy predyspozycji do pracy w dogoterapii.
Obóz był przede wszystkim intensywny. Zajęcia różnorakie trwały od 8 rano, a przeciągały się nierzadko do po 22. Istniała wprawdzie przerwa na śniadanie i obiad, ale różnie z nimi bywało, bo mniej lub bardziej dodatkowe zajęcia potrafiły na nie dość swobodnie nachodzić.

Pierwszy wielki plus dla psiuli: zamknięcie w klatkach znosiły dość pięknie, z okazjonalnym tylko darciem paszczęk. Bardzo pięknie też zinternalizowały i zgeneralizowały zakaz pchania się na ludzkie łóżka (tutaj poza próbującym regularnie szczęścia Charliem), który nijak nie przeszkadza im w spaniu na łóżkach niezasiedlonych. Cóż, taki mamy układ, niech będzie.
Program obozu zakładał dwa godzinne szkolenia psów dziennie (rano i wieczorem) oraz dodatkowe godzinne szkolenie PT od czasu do czasu; plus uczestnictwo w zajęciach z dziećmi raz lub dwa razy w ciągu obozu. W ten sposób Lunka stała się najbardziej zarobionym psem ze stada, bo zasuwała na dwa szkolenia dziennie i dodatkowo (w wielkim stylu) zaliczyła dwoje zajęć. Tutaj swoją drogą najchętniej umieściłabym litanię zachwytów nad nią, ale nie będę tej przyjemności odbierać jej Przewodniczce.

Na szkolenia ze mną chodzili na zmianę Charlie i Fenka (ona miała PT, więc rzadziej pojawiała się na ogólnym). I tutaj piać z zachwytu będę całkowicie bezczelnie: Charlie pracuje jak marzenie, skupia się idealnie, nowe sztuczki łapie w tempie fenomenalnym. Gorzej idzie mu praca przy wycofanym smakołyku, ale i to ogarnia.
Poza tym bardzo podoba mi się jego życie z innymi psami. Owszem, ma skłonność do ustawiania nowo poznanych psów, którym bezceremonialnie na dzień dobry kładzie łapy lub łeb na karku i/lub bulgocze w ich kierunku i to za fajne nie jest, ale za to nie atakuje, nie gryzie nigdy (a było parę spięć, kiedy psiak potraktowany przez Charliego dominacją na powitanie się zezłościł) oraz absolutnie fantastycznie reaguje na korekty - wystarczy, że ostro powiem, że ma być spokój, i idealny spokój z pełnym skupieniem jest natychmiast. Tyle w kwestii "psa mordercy", który spędził kilkanaście godzin na treningach w dużej grupie psów, który mijał je masowo co dzień i który żadnego problemu nie zrobił.

Fenka dostała nową ksywkę. Brzmi ona "Szalony Piesek" i została nadana przez dzieci, obserwujące jej skoki i wyskoki w drodze na szkolenie. Ale umówmy się, Szalony Piesek czy nie, Feneczka pracuje wspaniale. Okazało się, że ma piękny aport, jakby faza na noszenie przedmiotu tryumfalnie w kółko minęła zupełnie. Prócz tego wyszło nam, że jest świetnie przygotowana do zdawania egzaminu PT (wprawdzie nie za mną, a z Gosią-szkoleniowcem, ale wykonała bardzo poprawnie calutki program, raz tylko zawąchując się przed przywołaniem). No i uwaga, zdała pierwszą część egzaminu na psa-terapeutę SZL, czyli posłuszeństwo, z pięknym wynikiem 22 na 24 punkty. Druga część wkrótce.

Cóż jeszcze? Okazji do pławienia się było malutko, ale Charlie i Fenek zaliczyli dwa wodowania w jeziorze. Że Fenka z tej okazji traci rozum ze szczęścia, wiedziałam od dawna, ale okazało się, że i Charlie na swój sposób bardzo cieszy się z kąpieli - włażąc do wody i wykładając się w niej z błogim wyrazem pyszczyska. Przeuroczy w tym jest.

Wreszcie po raz kolejny sprawdziłyśmy użyteczność naszych psów w podróży i znowu wyszło pięknie: w drodze śpią, na postojach siusiają, na popasach grzecznie (minus burkanie raz na czas jakiś) czekają na uwiązie, aż zjemy. Jednym słowem, jest super.

O fajności obozu dodatkowo świadczy fakt, że psy (poza ogólnym ogarnięciem szkoleniowym i sprawdzeniem się w nowych sytuacjach) wróciły poważnie zmęczone i cały wczorajszy dzień poświęciły na odsypianie. A jak wiadomo, zmęczony pies to szczęśliwy pies.

2 komentarze:

  1. Piękne podsumowanie, poznanie Twojej Ślepej Komendy to była czysta przyjemność. Jednak nadal pozostaje do wyjaśnienia jeden fenomen - pewien kudłaty dżentelmen z uporem maniaka twierdził przez cały obóz, że Karol jest suczką w cieczce... Łaj, łaj, łaj?

    OdpowiedzUsuń
  2. Może padł mu na mózg nieodparty urok Charlutkowego smrodku? ;)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!