niedziela, 2 czerwca 2013

4 dni funkcjonowania stada

Dumna jestem i blada, co tu dużo mówić. Okazuje się, że zdecydowanie, zdrowy rozsądek, trochę uporu i trochę/sporo wiedzy o psach może zdziałać właściwie wszystko.

W poprzednich wpisach linkowałam opisy poznawania Charliego i Fenki z Luną - poznawania, które miało ich doprowadzić do spokojnego funkcjonowania w jednym mieszkaniu, kiedy zajdzie taka potrzeba. Spieszę donieść, że na tym polu osiągnięty został pełen sukces. Psy spędziły razem cały długi weekend i niesamowicie obserwowało się ich relacje od stanu "okej, jesteśmy tu razem, ale jest dziwnie i nie ma powodów do zachwytu, więc będziemy chodzić powoli i łypać na siebie spode łbów" do dzisiaj, kiedy to - poza pełnym, absolutnym luzem - nastąpiły pierwsze próby wspólnej zabawy.
Dumna jestem z Fenki, która opanowała swoją histeryczność i wybujałe emocje i była bardzo (jak na swoje standardy) spokojnym psem, przy okazji rezygnując niemal całkowicie z żebrania w kuchni. Plus jej próby namówienia Luny do zabawy były całkowicie wzruszające.
Dumna jestem z Charliego, który NIJAK nie reaguje na wyskoki dziewczyn - poza jednym kłapaniem z warkotem na Lunę przy pierwszym spotkaniu, które to kłapanie przyniosło skutek w postaci wyrobienia sobie pozycji psa, któremu nie wchodzi się na głowę i nie beszta bez powodu, Charlie był absolutnym aniołem. Plus wzruszająco chodził po domu wolniutko i ostrożnie, żeby nie wpadać na nową koleżankę (chyba, że akurat ciut się zapominał, ale starania widać było bardzo wyraźnie).
Dumna jestem z Luny, dla której sytuacja poznania dwóch nowych psów, obu niełatwych - tollerki z charakterkiem i niewidomego, dużego pseudoamstaffa - i przebywania na ich terenie musiała być trudna. Mimo to Luna fenomenalnie się przystosowała i nauczyła ignorować Fenki spaceru wokół pokoju i charlutkowe wpadanie; nauczyła się też nie być zazdrosna o swoją mamę, z którą związana jest bardzo mocno. No i słucha się również mnie, chętnie wchodząc w tryb pracy ze stosunkowo nowa osobą.
Dumna jestem ze wszystkich trzech psów, które przepięknie czytały nasze emocje i błyskawicznie zrozumiały, że bójki, warki i zęby są absolutnie niepożądane, za to opłaca się spokojnie koegzystować. Co więcej, nie wyglądały przy tym na smutne i sterroryzowane, więc podejrzewam je, poza psim pragmatyzmem, o nić wzajemnej sympatii =).
Dumna wreszcie jestem z nas, ich właścicielkoprzewodniczek, że udało nam się tak sprawnie scalić to stado, ostatecznie bez pomocy, ale również bez problemów, krzywdy, większego stresu i z pełnym sukcesem.

A tutaj bardziej systematyczny opis tego, co udało się naszej psioludzkiej piątce wypracować: STADO.

1 komentarz:

  1. Znam ten strach i znam tę dumę, jak się udaje ;) Mały Biały kocha inne psy i jeszcze bardziej od nich kocha innych ludzi - dlatego jak tylko mamy okazję zamieszkać na jakiś czas z kimś, kto ma psa, to zawsze korzystamy. To jest fajna nauka i dla nas, i dla psa - wiele można potem powiedzieć o obu stronach tego partnerstwa :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!