niedziela, 17 lutego 2013

Charlie

W naszym psioludzkim życiu nastąpiła wielka zmiana, tym niezwyklejsza, że bardzo nagła, a zarazem jestem jej bardzo, bardzo pewna.
 
Otóż zdarzyło się tak, że przyjaciółka moja, Agata, jechała (co ważne, 7 lutego, czyli dzień po moich urodzinach i 9 dni temu) na Paluch po psa, którego miała wziąć na tymczas. Skracając maksymalnie, bo to i tak dość długa i niesamowita historia, okazało się, że tego psa nie bierze, ale przeszłyśmy się po schronisku z myślą, że skoro już ma warunki, żeby być tymczasem, to zobaczymy, czy jej jakiś psiak nie urzeknie i potem się mu domu stałego poszuka. I wpadła nam w oko, mi szczególnie, jedna taka bida z dziwnymi oczami. 
I tutaj zdarzenia posypały się lawinowo - okazało się, że to niewidomy piesek, że wprawdzie mocno amstaffowy w typie, ale siedział w boksie z innym psem bez konfliktów i że ma na imię Charlie, a czasem nawet Charlie Chaplin. Na spacerze był cudny. Potem był weekend, sobotnia wizyta na Paluchu w większej grupie i kolejny spacer, na którym zakochałam się ostatecznie.
Potem podobny spacer niedzielny i decyzja, że ja go chcę do siebie. Potem kombinacje ze współlokatorką, której uroczy, ale wściekle żywiołowy springer był największą przeszkodą na drodze Charliego do mojego domu. I okazało się, że ona całkiem sama z siebie chce się przenieść "na swoje". A później była już tylko wczorajsza wizyta w schronisku i tak oto Charlie, w dziewięć dni po tym, jak go poznałam, trafił do Agaty, skąd, kiedy tylko się da, przeniesie się do mnie już na stałe.

Pierwsze spotkanie na szczycie na linii Fenka - Charlie też już za nami, odbyło się dzisiaj i wyszło super.
Najpierw spacer, gdzie wzajemnie uznali, że jest spoko (chociaż Fenka była nieco zdumiona faktem, że ten piesek nie chce się bawić i w ogóle mało na nią patrzy). Poszło tak dobrze, że zabrałyśmy ich do mojego domu.
Charlie zwiedził wszystko swoim niespiesznym systemem i zaaprobował, Fenka podchodziła trochę nieufnie, troszkę podwarkiwała w obronie wszystkiego, co uznaje ze swoje (czyli wszystkiego), ale potem przypomniała sobie o klatce, poszła się wyciszyć i dalej był już totalny relaks.

Tyle opowieści bieżących, jeszcze parę słów o nim samym.
Charlie trafił na Paluch w 2009 roku z nieznanego mi powodu. W 2012 był na chwilę adoptowany, ale szybko go zwrócono. Podejrzenie powodu zwrotu pada na jego niepełnosprawność. W styczniu tego roku miał paskudną chorobę ślinianki, przez którą długo praktycznie nie jadł i teraz jest strasznie chudy. Poza tym od zimna i osłabienia pęka mu skóra na uszach i ogonie. Przeszedł jednak operację, ślinianka wyleczona i weterynarz mówi, że to nie nawróci. Mam jego morfologię z 21 stycznia i wygląda przyzwoicie, żadne odchylenie od normy nie jest alarmujące, więc wierzę, że regularne posiłki, spokojny ruch i ciepły dom doprowadzą go do porządku.
Mimo swojej niepełnosprawności, Charlie radzi sobie fenomenalnie - do tego stopnia, że ciężko powiedzieć, czy nadrabia węchem i słuchem, czy jednak dostrzega jakieś plamy albo ruch. Dobrze też ogarnia życie poza schroniskiem: rozumie ideę schodów, wskakuje do bagażnika, jeździ spokojnie, nowe miejsca bada uważnie, ale szybko zapamiętuje rozkład przestrzeni - a jak już się o coś obije, to nie szkodzący, bo to amstaff i po prostu idzie dalej. Reaguje na hasło "uwaga" - zwalnia i szuka łapami i głową, na co ma uważać; reaguje też na ruchy smyczą wskazujące mu kierunek. Poza tym daje sobie zrobić wszystko (już na drugim bodaj spacerze sprawdzałam, czy nie reaguje jakoś okropnie na łapanie za łapki czy dotyk z zaskoczenia; został też uprany pod prysznicem i strat brak); wycisza się błyskawicznie (wczoraj po oględzinach u weterynarza położył się na podłodze i drzemał, dzisiaj zrobił to samo po chwili u mnie, u Agaty błyskawicznie znalazł psie posłanie i uznał, że to jego i tam się śpi), ludzi kocha, psy go czasem interesują, czasem je ignoruje, chociaż Draka próbował ostro zdominować, ale na spokojnie. Agresji absolutne zero, zero lękliwości, w niekomfortowej dla siebie sytuacji się wycofuje. Jest uparciuchem, próbuje pchać się na meble i strasznie żebrze, ale to proste sprawy do przepracowania. A i praca z nim może być fajna, bo na podstawienie mu pod nos smakołyka idealnie się wycisza, skupia i staje w gotowości, choć komend właściwie nie zna.

Tak oto więc mam oficjalnie dwa psy, z którymi żyć będę na stałe od początku marca. Zaczynamy nowy rozdział!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!