wtorek, 1 stycznia 2013

Koniec roku w domu rodziców

Od 22 grudnia do dzisiaj mieszkałam z Fenką u rodziców w Falenicy. Bardzo to był sympatyczny, relaksujący okres, a Fenka po raz kolejny sprawdziła się jako naprawdę fajny psi towarzysz.

W domu zaadaptowała się bardzo szybko. Pierwszego dnia czuła jeszcze potrzebę łażenia za wszystkimi domownikami i sprawdzania, co też ciekawego robią, ale szybko wyluzowała się całkowicie i zachowywała się jak u nas: sporo spała, czasem przychodziła się przytulić, dzielnie asystowała w kuchni i w porządkach. Choinka nie zrobiła na niej żadnego wrażenia (zeszłoroczna, nasza, stała w doniczce na szafce i Fenka nie miała z nią wiele kontaktu), chociaż gałązki, które ucięliśmy przy obsadzaniu drzewka, fajnie nosiło się w pyszczku.
Codzienność upływała Feniastej bardzo przyjemnie. Ponieważ rodzice mieszkają praktycznie w lesie, smyczy użyłam dwa razy: kiedy jechałyśmy do dziadków na Wigilię oraz gdy poszłam po zakupy i wzięłam psa ze sobą. Poza tym pełna wolność i dłuższe spacery z ganianiem za piłeczką. Niestety, pogoda pod koniec zawiodła nieco, zamieniając leśne ścieżki w lodowisko, ale wtedy stawiałam głównie na piłeczkowanie i posłuszeństwo i też było dobrze. Wprawdzie zdarzyło się małej zostawić krwawe ślady na lodzie, ale okazało się, że leciutko przytarła opuszki - tak leciutko, że w domu, po oczyszczeniu łapek, śladu nie było.
Poranne spacery zaś obstawiał mój tata i potwierdziło się, że Fenka wychodzi z nim chętnie i problemów nie robi. Czuje się z rodzicami do tego stopnia dobrze, że bez skrupułów porzuciłam ją pewnego popołudnia na prawie całą dobę. Śladów traumy, tak ze strony psa, jak i rodziców, brak. Zresztą rodzice są w małej zakochani po uszy, a i ona ich lubi, co jest o tyle fajne, że w razie konieczności wyjazdu bez psa, mam ją gdzie zostawić bez obaw.
Praca nad obedience szła nam nieźle. Wciąż nie jestem mistrzynią układania treningów, ale mam mocne poczucie, że faktycznie coś zrobiłyśmy, a najmocniej widać postęp z kwadratem. Tak, "rozdziewiczyłyśmy" mój obikowy kwadrat i trochę nad nim popracowałyśmy, tak, że Fenka bardzo już ładnie reaguje na przedkomendę i samą komendę wysyłającą. Na razie biega do piłki, ale myślę, że już niedługo będzie można spróbować "poważnie".
Fenka sprawdziła się też jako pies imprezowy. Na Wigilii u dziadków zachowywała się grzecznie, poza żebraniem, ale nie mogę mieć do niej o to pretensji, gdyż moja babcia, kobieta niezwykle mądra i rozsądna, przy Fence odpuszcza całkowicie i mimo moich próśb, w psim pyszczku co chwilę lądują jakieś smakołyki. Mała sobie tego jednak nie zgeneralizowała, bo pierwszego dnia Świąt, już w domu rodziców, była super grzeczna i spała na kanapie przez większość czasu, zupełnie ignorując zastawiony jedzeniem stół. Popisała się też na Sylwestra. Mój brat zaprosił sporo znajomych, między którymi Fenka spokojne kursowała, wypatrywała smakołyków, dawała się głaskać, a kiedy jej się znudziło, poszła spać na piętro. No i fenomenalnie zniosła północ: zabrałam ją przed dom, gdzie wyszli wszyscy. Huk fajerwerków nie robił na niej żadnego wrażenia, trochę nakręciła się na rakiety, które koledzy puszczali dość blisko, ale dała się przekierować na bawienie się ze mną śnieżkami. Nawet wybuch petardy całkiem blisko nas (nie niebezpiecznie, ale tak, że mi zrobiło się niemiło od huku i nerwowo spojrzałam na psa) jej nie wystraszył. Jakoś po pierwszej w nocy, kiedy snuła się dość bezsensownie między gośćmi, zamknęłam ją w klatce, bo wyraźnie potrzebowała pomocy w temacie "gdzie się podziać" - poszła spać natychmiast. Potem, klasycznie, spała ze mną w łóżku i tylko trochę poobszczekiwała wchodzących do pokoju, bo żyje w przekonaniu, że kiedy ja śpię, trzeba mnie bronić przed całym złem (i mniejsza o to, że fenkowe bronienie skutecznie przerywa mi sen).

Przy okazji byłyśmy w hodowli odebrać Drakkara, który mieszkał tam pod nieobecność Magdy w kraju. I tu Fenek też zachwycił, ze stoickim spokojem przesypiając calutką podróż (w sumie ponad 6 godzin), siusiając na komendę w przerwach i całkiem ładnie zachowując się w hodowli. Wprawdzie po wejściu do domu hodowców próbowała trochę ustawiać tamtejsze psiaki (na czele ze skaczącym jej po głowie Drakiem), ale szybko - z niewielką moją pomocą - zaczęła zachowywać się bardzo ładnie. I ślicznie, ślicznie zareagowała na tubylcze dzieci, dając się głaskać i przytulać i wręcz podchodząc do nich z własnej woli - co cieszy mnie za każdym razem, bo dobitnie świadczy, że praca w dogoterapii jej nie wymęczyła.

A od dzisiaj z powrotem mieszkamy u siebie. Obie odpoczywamy po sylwestrowych szaleństwach, a jutro wdrażamy się znów w zwykły rytm. Z samego rana czeka nas wizyta w szkole w Wilanowie z lekcją o bezpieczeństwie, a w czwartek, mam nadzieję, poranny trening obi z Asią.

Podsumowując, znowu widzę, że fajnego mam psa, który naprawdę dobrze dostosowuje się do moich pomysłów na życie. Dobrze nam razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!