czwartek, 9 kwietnia 2015

Cała torba zabawek - opis i recenzje (Jagnię Craft, Shaggy Doggy, JW, Tug-E-Nuff, Kong i inne)

EDIT: Post zyskał drugi głos! Zachęcam do przeczytania od nowa!

W sobotę seminarium z Ditte Anderson, więc postanowiłam odkurzyć torbę z obikowym sprzętem w celach kontemplacyjno-motywacyjno-higienicznych. A skoro już wszystko z niej wywaliłam, postanowiłam zrobić zdjęcie i zamieścić obiecany (khe khe khe, pół roku temu, khe khe) wpis o naszych zabawkach.

Oto fotka zestawu (tradycyjnie przepraszam za jakość, ale taka będzie, póki na blogowaniu nie dorobię się dobrego telefonu ;). I za kolory cyferek przepraszam, ale ja jestem koloroniepełnosprawna i nie potrafię wybrać odpowiednio kontrastowego.):


Co my tam mamy?
1. Ach, powrót do przeszłości. Dawno, dawno temu, w latach 2011 i 2012, na treningi agility chodziłam z malutkim plecaczkiem, w którym znajdowała się głównie woda i inne napoje, smyczka agilitówka i te właśnie skarby: dwie piłki na sznurku, wykonane ręcznie przez samą ;) Ninę Bekasiewicz. Nostalgia... Potem nastąpiły dwie piłki czerwone, kupione w jakimś internetowym sklepie, które podówczas wydawały mi się szczytem gadżetu, bo były z prawdziwego internetowego sklepu i pływały. Z okazji pływania właśnie, jedna zaginęła. A Fenka i tak woli mięciutkie piłki od Niny. Do tej pory czasem ich używam, choć pobudzają ją (Fenkę, nie Ninę) mocno.
Do: jestem fanką tych piłek, małe, poręczne, mięciutkie... Obawiam się jednak, że legendarne piłki Agi zepsujemy razem ze Spacką, więc… nie bawimy się nimi za dużo J
2. Zestaw zabawek, które nazywamy "spuszczaczami", bo służą do spuszczania emocji, które pies nagromadzi podczas ćwiczenia. Mamy tam trzy piłki od Planet Dog - flagową planetkę oraz niesamowitą truskawkę i fenomenalnego bakłażana. Planetka jest spoko, ale owocowarzywa to hit: odbijają się losowo, trudno je utrzymać w pysku, są puste w środku, więc przy naciśnięciu można je zgnieść albo zassać... Szał. Jest też świecąca w ciemności, pusta w środku piłka Jolly Jumper Ball, która jest super, ale nie jest bakłażanem ;) oraz wielka, niebieska Jolly Ball na sznurze. Ta ostatnia działa niesamowicie - psiaki entuzjastycznie łapią za sznur i zaczynają biegać, tłukąc się piłką po głowie, łapach i gdzie trafi. W jakiś magiczny sposób je to bawi i faktycznie uspokaja, pozwala się wyżyć.
Do: truskawkę i bakłażana pożyczyłam od Jagny N.  i wypróbowałam kiedyś na treningu, Spacusia oszalała, więc suki dostały swój zestaw. Niestety jeden, bo cena nie jest bardzo przyjazna ;). Obecnie negocjujemy, która sucz czym będzie nagradzana. Truskawka mieści się w pysku Spacji, bakłażan służy do wystawania z pychola, obie do rzucania sobie pod łapy, rund honorowych i glamania – uwielbiam je za urodę i funkcjonalność.
Planetki Spacja nie lubi – podejrzewam, że jest dla małej za twarda.
Jolly Jumper kupiona z myślą o świątecznym wyjeździe do rodziny jako spuszczacz emocji została szybko zaanektowana przez Feneczka i to Fenek chętniej się nią bawi. Myślę, że dla Spacji po prostu... nie jest bakłażanem... ani truskawką.
Jolly Ball – hit hitów, z dołączonym bungee robi ogromną robotę przy nagradzaniu, rzucona po treningu jest fajnym spuszczaczem. 
3. Ostatnia seria piłek - ażurowe. Klasyczna Hol-ee Roller i mniej klasyczna Holoball. Świetne w połączeniu z bungee, duża daje radę samodzielnie, mała... no, cenię swoje palce. Fenka ma do nich mieszane uczucia: kocha przez pierwsze dwa, trzy użycia, potem jej entuzjazm słabnie.
Do: moją faworytką w połączeniu z bungee jest Holoball, stosunkowo nieduża, lekka, łatwo schować do nagrodzenia, Hol-ee Rollerem bardzo dawno się nie bawiłyśmy – to mówi samo za siebie.
4. Kong Bounzer. Trochę działa jako spuszczak, bo można się nic tłuc po głowie i go mamlać, ale z podczepionym bungee staje się epickim przeciągakiem. Szkoda, że taki duży, bo nie mieści się w kieszeni i ciężej z niego korzystać. Za to genialna odłożona nagroda.
Do: najlepszy, jedna z ulubionych zabawek Spacji, czasem żałuję, że nie mamy większego rozmiaru ;).
5. Szopy. Chyba Skineeez, nie pamiętam, skąd je mam. Pluszowe "skórki", puste w środku. Oba miały kiedyś piszczałki, ale w co najmniej jednym już nie działa. Wielka miłość Feneczki, która na tej zabawce nauczyła się obgryzać wszystkie inne w poszukiwaniu piszczałek. I wygodna nagroda, bo chowają się w normalnej kieszeni.
Do: Szopy miały służyć dwa lata temu do rozkręcania zabawy u Lunki. Tamtego egzaminu nie zdały, jakiś czas później okazało się, że Fenka jest kocha. Dla dorosłej Spacji są moim zdaniem za delikatne (parę razy przy szarpaniu poczułam, że szwy zaraz puszczą), aczkolwiek za szczeniaczka służyły nam do rozkręcania małej. Dodatkowo ja obecnie (ze względu na moje niezbyt zdrowe plecy) najbardziej lubię to, co ma amortyzator, Szopa nie da się doczepić do bungee.
6. Ringo, chyba firmy JW. Potencjalnie super, miękkie, można rzucać i szarpać, w praktyce jakoś nam nie gra.
Do: Spacka umie się nim bawić, ale podobnie jak Hol-ee Roller’a, od wieków nie wyjęłam go z torby na treningu. Chyba głównie dlatego, że jest koszmarnie nieporęczne, ciężko je schować, żeby potem nim nagrodzić. Cały czas mam plan wykorzystać je na zajęciach dogoterapeutycznych i przypuszczam, że ringo dostanie drugie życie.
7. Szarpak Tug-E-Nuff. Najprostszy, polarowy, z amortyzatorem, ale bez dodatkowych gadżetów. Super rzecz, fajnie ucieka, świetnie się go łapie. Niesamowicie wytrzymały, wygląda jak nowy, a ma prawie rok.
Do: kolejna z ulubionych zabawek Spacji, co do joty zgadzam się z opinią powyżej.
8. Szarpaki Shaggy Doggy. Miałam napisać im pełną recenzję, ale skoro już tu są... Obie moje wersje są na amortyzatorze, z piłką i polarową "kitą". A recenzja? Kurcze, trudny temat. Z jednej strony super, że ktoś u nas robi coś takiego. Są nie mniej solidne od Tug-E-Nuffa, razem z nim były prane, ciorane po błocie, szarpane przez Fenkuła i Spacjozaura. Wyglądają wciąż dobrze, kolory ok, wszystko fajnie. Mam jednak bezpośrednie porównanie z Tug-E-Nuff pod innymi względami i tu już nie jest tak różowo. Bo piłka fajna, owszem, ale w starszej wersji była za duża i niewygodna dla psa. Teraz jest lepiej i to super, że Shaggy Doggy poprawia swoje produkty. Drugim jednak kłopotem jest amortyzator, który - przynajmniej w moich szarpakach - jest znacznie słabszy od Tug-E-Nuffowych. Jest to koszmar przy psie szarpiącym się tak mocno, jak Spacja, bo amortyzator ledwo co amortyzuje; ale i przy delikatniejszej Fence nie jest najlepiej. Za to cena jest przyjaźniejsza niż zagranicznych, no i fajnie wspierać polską manufakturę, wiec liczę, że Shaggy Doggy zainwestuje w mocniejsze amortyzatory i będzie pięknie.
Do: uważam, że polar w tych szarpakach jest cieńszy, a przez to mniej potencjalnie wytrzymały niż w tugowym, piłeczki niestety zupełnie nieprzydatne dla nas, za twarde moim zdaniem, amortyzator łatwo się rozciąga. Jednocześnie te wszystkie różnice widzę ja, a nie pies, Spacja bawi się nimi równie chętnie co tugowymi. 
9. Znowu Tug-E-Nuff, tym razem szarpaki futrzaste - wersja z jednym bungee i piłką oraz z dwoma bungee-uchwytami. Pełen szał, suki je kochają. Brudzą się tylko te futerka i zaśliniają okropnie; pomaga na to okazjonalne czesanie psim grzebieniem (serio, futerko na powrót staje się piękne i puchate!), ale każdy taki zabieg to wyrwanie części włosia. Czekam, kiedy szarpaki staną się całkiem łyse... Ale póki co działają niezawodnie i do łysości im dość daleko.
Do: wersja z dwoma uchwytami jest naszą podstawową zabawką do nagradzania, rzadko oddajemy ją Fence, ja tę zabawkę po prostu uwielbiam, Spacja też bawi się nią zawsze i wszędzie, taki nasz masthew. Te szarpaki oraz skórzana pałka opisana poniżej mają jedną zasadniczą dla mnie wadę: otóż zawierają elementy pochodzenia zwierzęcego... Teraz już chyba nie kupiłabym zabawki ze skórą zwierzęcą, ale skoro te mamy to zużyjemy, no i jak napisałam powyżej - uwielbiamy ten szarpak obie więc jest to bardzo zgniły kompromis...
10. Ktulu. Jedyny, niepowtarzalny, zrobiony przez Jagnię Craft i sprezentowany mi przez Magdę Ł. Miękki polarek z niesamowitymi mackami, wypełniony piłeczkami o różnej twardości (ale ogólnie miękkimi). Kolejna zabawka, którą Fenka z dziką radością bada po kawałku, szukając piszczałki (która chyba już nie żyje, ale jej to nie przeszkadza). Nadaje się też do biegania w kółko i bicia się mackami po łbie, a każdy to uwielbia ;). Miał mało wygodną, krótką rączkę, ale problem rozwiązało doczepienie bungee. Jeden z naszych hiciorów.
Do: Ktulu jest zdecydowanym faworytem Fenki, my ze Spacją w zasadzie się nim nie bawimy. To pewnie kwestia jednej torby dla dwóch osób -  są takie zabawki, które zdecydowanie są spacusiowe i takie, które są fenutkowe. Ktulu jest Feneczka. Jakość i potencjał doceniam bardzo, może jeszcze do niej ‘dotrzemy’.
11. Kong Safestix. W domu nazywany... hm... no... tak, jak na to wygląda. Zabawka idealna do dalekich rzutów i do siłowania się, dobra jako odłożona nagroda. Nakręca Fenkę dramatycznie, więc używana oszczędnie, poza tym nieporęczna dramatycznie - ale warta każdej ceny choćby z powodu spojrzeń, jakie rzucają nam przypadkowi świadkowie naszej zabawy.
Do: i kolejna zabawka Feneczka, Spacka chyba nigdy się nią nie bawiła. Ja Safestixa doceniam za… safe czyli bezpieczeństwo i niebycie patykiem z trawy, którego kawałki utykają Fence między zębami
12. Dwa "zamszowe" ustrojstwa, pałka i kość. Służą wyłącznie do nauki trzymania aportu i w tej roli sprawują się świetnie. Jako zabawki - raczej nieatrakcyjne.
Do: Swego czasu pałką ze skóry nagradzałam Spację i się nią szarpałyśmy – głównie służyła nam do uczenia się komendy ‘weź’ (w zęby) i była od razu nagrodą. Zabawa była przednia i teraz jak mam pałkę w ręce – Spacka wyskakuje do niej, żeby złapać i zacisnąć zęby.

Do tego zestawu dochodzą jeszcze koziołki (dwa drewniane, w rożnych rozmiarach, i jeden plastikowy - metalu jeszcze nie mamy), targety, patyczki... Wszystko razem, bez przeszkody i kwadratu, zajmuje 40-litrową torbę. To chyba jakoś wyjaśnia, dlaczego, kiedy zostawiłyśmy pod domem otwarty samochód, najbardziej bałam się, że torbę treningową ukradną?

A coś mi mówi, że wcale nie mamy jeszcze dość zabawek. A przecież zabawa to motywacja, a motywacja jest najważniejsza, więc nie można na niej oszczędzać, prawda?

5 komentarzy:

  1. Też mamy sporo zabawek, a jeszcze więcej na mojej liście zakupów :). Ale na treningi zabieram zazwyczaj dwie, maksymalnie 4 (po dwie dla każdego psa).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie lubię brać całą torbę i kombinować w trakcie treningu, zgodnie z maksymą "zawsze zaskakuj swojego psa". Co innego na co dzień, na spacer - wciąż szukam idealnej, poręcznej zabawki (najlepiej szarpaka), która będzie ta jedyną.

      Usuń
  2. Oj niedobrze, wcale nie powinnam wchodzić na takie wpisy! :) Choruję na zabawki Planet Dog ( i Ke- Hu przy tej okazji - zainwestowałam w Orbee Tuff Fetch, psy na amen zakochane, ale się sznurek rozsznurował był i teraz została nam li i jedynie piłeczka.

    Ażurek nam się był wciął, czego odżałować nie mogę bo dla mnie umiejącej inaczej to był świetny patent na nauczenie Bala overów bez dysku :/

    Podziwiam również wygląd szopów - nasza wydra umarła w męczarniach niecały tydzień po zakupie - szablastozębny Rurek był bezlitosny (mogę jej wybaczyć - dopiero niedawno nauczyła się szarpać :P)

    OdpowiedzUsuń
  3. No aż mam ochotę zrobić taki post u siebie :D
    Ale kolekcję masz przekozacką :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki - we dwie osoby kolekcjonować łatwiej, przyznam =).

      Usuń

Dzięki za komentarz!