wtorek, 14 sierpnia 2012

1-8 sierpnia: Obóz Dogoterapeutyczny Stowarzyszenia Zwierzęta Ludziom

Notka techniczna - po roku liczenie dni robi się nudne, zarzucam więc ten zwyczaj.

A teraz do ad remu. Pierwszy tydzień sierpnia spędziłyśmy z Fenkiem w Gołdapi na Obozie Dogoterapeutycznym Stowarzyszenia Zwierzęta Ludziom. Oj, działo się, działo...
Pierwszego dnia obozu odbyły się testy predyspozycji psów. Fenka brała udział w takim teście jako szczeniak, ale uznano (moim zdaniem słusznie), że należy go powtórzyć. I tutaj już wiele się dowiedziałyśmy. Ogólnie poszło bardzo dobrze, dostałyśmy pochwałę, że "widać rok wspólnej pracy", ponoć fajnie współpracujemy, a psiak ma we mnie wsparcie. Z drugiej jednaj strony, niezaskakująco dla mnie, wyszło, że Fenka (cytując fachową opinię) "patrzy na dzieci z obrzydzeniem ;-)". Fakt faktem, ma braki socjalizacyjne w tej kwestii i będziemy musiały to przepracować.
Potem weszłyśmy w obozowy tryb pracy, a niebylejaka była to praca. O 8 rano godzina szkolenia psów, potem śniadanie, 3 godziny wykładów i warsztatów, przerwa na obiad (którą spędzałyśmy głównie nad jeziorem), kolejne 3 godziny wykładów, warsztatów lub obserwacji (a w późniejszej części obozu prowadzenia) zajęć z podopiecznymi pobliskiego ośrodka rehabilitacyjnego, kolejna godzina szkolenia i dopiero po 20 czas wolny, chyba, że akurat odbywała się integracja. Kiedy ludzie się doszkalali, psy siedziały w pokojach w klatkach i tutaj kolejny zachwyt nad Fenką , która znosiła to bardzo mężnie.

Tyle szczegółów technicznych. A co nam ten obóz dał?
Po pierwsze, psie szkolenie. Dwie godziny dziennie to naprawdę intensywna forma nauki. Pracowaliśmy zarówno nad sztuczkami, przydatnymi na zajęciach, jak i nad kwestiami posłuszeństwa, takimi jak przywołanie i zostawanie w trudnych sytuacjach czy praca na odłożonej nagrodzie. Przy okazji wychodziły kwestie skupienia na przewodniku, wyczucia, kiedy pies ma dość i potrzebuje przerwy, motywowania czy ułatwiania psu zrozumienia, czego od niego chcemy. Czyli rzeczy ważne i cenne; podobnie jak materiał, nad którym mamy dalej pracować.
Po drugie, socjalizację. Wszystkie psy mieszkały po kilka w pokoju, spotykały się na szkoleniu i spacerach, czasem też musiały pracować z nieswoim przewodnikiem. Sądzę, że takie obycie z psio-ludzkim "stadem" jest bardzo cennym doświadczeniem.
Po trzecie, mnóstwo wiedzy dla mnie (i innych przewodników). Z jednej strony, uczyliśmy się o swoich psach, sądzę, że mieliśmy szansę poznać swoje psy jeszcze lepiej, niż dotychczas i lepiej się z nimi dogadywać. Z drugiej, dostawaliśmy mnóstwo informacji zwrotnych o naszej z psem relacji od pozostałych uczestników kursu i instruktorów, a wiadomo, że z zewnątrz często widać więcej i jaśniej, niż ze środka jakiejkolwiek relacji. Z kolejnej, już bez psów, uczyliśmy się mnóstwa rzeczy. I to nie tylko dotyczących dogoterapii w wielu jej aspektach (w tym pierwszej pomocy psom czy podstaw pracy w zespole), ale też było dużo miejsca na dowiadywanie się więcej o sobie - co zresztą bardzo ułatwiała naprawdę fenomenalna kadra.
Wreszcie, podczas obozu każdy prowadził dwoje zajęć w ośrodku rehabilitacyjnym. Robiliśmy to w trójkach, składających się z prowadzącego, przewodnika psa i jego psa; każdy raz był prowadzącym zajęcia, a raz "operatorem" psa. W ten sposób mieliśmy szansę zobaczyć dwa aspekty pracy dogoterapeuty, a także sprawdzić się we współpracy z ludźmi i nieswoim psem. Przyznam, że było to trudne, ale ogromnie ciekawe i dające wielką satysfakcję. Każde zajęcia były nagrywane i dokładnie omawiane, co wprawdzie stanowiło dodatkowy stresor, ale pozwalało naprawdę zobaczyć swoją pracę, swoje błędy i udane pomysły, a także (gdy było się "operatorem") styl pracy z psem przy dzieciach i pod presją. (Tutaj szybko powiem, że Fenka wypadła bardzo dobrze, bo dobór ćwiczeń z dziećmi był taki, że ograniczyłyśmy do minimum dotykanie, a umożliwiłyśmy jej pokazanie paru sztuczek. W ten sposób, obżerając się parówkami i chrupkami, wytrzymała zajęcia skupiona, niezbyt pobudzona i nieszczególnie zestresowana.)

Co dalej?
Przyznam, że w najśmielszych wizjach nie spodziewałam się, że ten obóz aż tyle nam da; a szczególnie mi. Dogoterapia podobała mi się od dawna, a teraz jeszcze wiem, że obie z Fenką - choć przed nami dużo pracy - się do niej nadajemy. Do tego odkryłam, że Fenka ma jeszcze większy potencjał, niż myślałam i pięknie pracuje. Wszystko to razem, w połączeniu z naprawdę wspaniałymi ludźmi, których na obozie poznałam (lub poznałam lepiej, bo kadrę SZL znałam już wcześniej) dało mi bardzo dużo pozytywów, które szkoda byłoby zaprzepaścić.
W związku z tym, przede mną egzamin na dogoterapeutę (który powinnam była zdać na obozie, ale musiałam wcześniej, niestety, wyjechać) i praktyki. Przed Fenką praktyki i egzamin z obedience (daj Bóg, już wiosną), po którym będzie mogła zdobywać uprawnienia psa terapeuty. W przed nami obiema dalsza, wspólna praca, być może jeszcze lepsza teraz, kiedy mam wrażenie, że trochę zmądrzałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz!