Najtrudniej jest mi wyjść.
To jest jak kula u nogi, jak mackowaty potwór, który trzyma i nie chce puścić; to jakby próg mieszkania miał pięć metrów wysokości i zasiek z drutu kolczastego na czubku. W głowie pojawia się jakieś dwadzieścia osiem wymówek.
"Jest zimno/Jest gorąco". "Pada". "Jest strasznie sucho". "Byłyśmy na spacerze wczoraj". "Pójdziemy na dwa razy dłuższy spacer jutro". "Za dwa dni trening, a to nawet lepsze od spaceru". "Jestem zmęczona". "Jest za wcześnie, wyjdę wieczorem". "Jest późno, wyjdę jutro". "Nie chcę zostawiać reszty stada samych w domu". "Mogłabym teraz czytać/grać na kompie/albo coś".
Mam też w zanadrzu inne. Zawsze coś się znajdzie.
A jednak, kiedy już się uda pokonać ten straszliwy próg, a wcześniej ruszyć z kanapy, ubrać siebie i psa - to wtedy zawsze okazuje się, że było warto. Okazuje się, że spacer z psem to jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie można robić, i to zupełnie niezależnie od pogody i pory dnia. Przypominam sobie, że uwielbiam te wspólne chwile z Rudą (a czasem i ze Spacką albo Karolem), kiedy możemy iść swoim tempem, robić co nam się podoba, zwiedzać, zażarcie dyskutować o napotkanych zjawiskach i po prostu cieszyć się tym, co jest. Spacer zawsze świetnie robi mi i na głowę, i na ciało, daje radość, energię, czasami przyjemne zmęczenie, zawsze satysfakcję.
Uwielbiam spacery z psami, choć nienawidzę na nie wychodzić.
Planuję częściej pamiętać o tej pierwszej prawdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz!