środa, 9 grudnia 2015

IV Altowe Przebiegi Treningowe Obedience, 5-6 grudnia 2015

Pisząc o Altowych, ciężko nie popaść w banał: na klawiaturę cisną się oklepane frazesy o "najbardziej wyczekiwanej imprezie", listach startowych zapełnionych już w sierpniu i w ciągu kilku minut, o furze nagród i pękających w szwach pakietach startowych, o przemiłej atmosferze...
Tak właśnie jest. Dlatego na niedzielne przebiegi jechałam jak na bal, w celach mocno towarzyskich i świetnym nastroju. Nie zapominałam o walorze obediencowym, rzecz jasna, ale - jak pisałam w poprzednim wpisie - miałam zarazem dużo luzu i niemałą świadomość tego, co mamy i czego nie mamy. Czytajcie dalej, jeśli chcecie wiedzieć, jak zweryfikowała to rzeczywistość.

Wrażenia stricte obediencowe z Altowych opisać mogę jednym słowem: ODLEGŁOŚCI.
Na zapoznaniu z ringiem raz po raz opadała mi szczęka właśnie z ich powodu. Zostawanie owszem, jest moim zdaniem proste, ale zanim przewodnicy znajdą się twarzami do psów, trzeba najpierw przejść straaaszny kawał. Zmiany pozycji fajnie, ze tylko dwie, ale znowu - na dystans taki, że ledwo widać psa ;). Podobnie z obiegajką i kwadratem - kiedy stałam na pozycji startowej tych ćwiczeń, miałam wrażenie, że te przedmioty giną gdzieś za krzywizną Ziemi. Daleko, panie, naprawdę daleko.
Drugi element lekko szokujący wyniknął z radosnego niedoczytania przeze mnie regulaminu: w trzech ćwiczeniach, tzn. zostawaniu, stój z marszu i siad z marszu trzeba przejść za psa, zanim ćwiczenie się zakończy. No, cóż, gdybym była wiedziała, to bym to przećwiczyła. Nie wiedziała żem.

Jak więc poszły nam kolejne ćwiczenia?
Zaczęło się od zostawania, czyli pozornego pewniaka. Przyznam jednak, że odchodząc od psa miałam duszę na ramieniu, bo daleko. Odwróciłam się jednak, kundel siedzi jak posąg i tak wysiedziała minutę, mimo pewnej nerwowości psów wokół (ktoś się położył, ktoś węszył). Kiedy ją mijałam, łeb poszedł za mną, ale ciałko siedziało grzecznie. Ostatecznie 9 punktów, bo ponoć tuptała przednimi łapkami. Pewnie podczas mijanki.

Potem dłuuuga przerwa. W międzyczasie Rudziołek mocno się zeschizował czymś, bo Do znalazła ją siedzącą na dachu transportera w bagażniku, Chwilę czasu i dwa gryzaki z pakietu startowego kosztowało mnie uspokojenie jej, ale więcej incydentów nie było.
Przed samym startem wyjęłam Fenkę z auta, szybkie picie, kontrolny sik i na ring przygotowawczy, żeby się skupić. I było bosko, piesek rozkicany, ale mega chętny do pracy; żarty, ale skupiony bez smakołyka. Optymizm milion.

Wejście na ring super, skupienie i chęć działanie nie spada.
Pierwsze ćwiczenie, stój w marszu. Nie umiemy, więc spokojnie i pewnie zmodyfikowałam do chodzenia tyłem (znaczy ja tyłem, Fenka przede mną) i zatrzymania z samokontrolą. Poszło super, stała ładnie aż do mojego powrotu, przeszłam ze złej strony (prawej strony psa), wystała bardzo grzecznie. 6 punktów. W karcie startowej mamy "ładna pozycja", co traktuję jako wielki komplement.
Przywołanie. Nawet ładnie wykonała początkowe "pac" (tzn. nie położyła się w poprzek), ślicznie wyleżała, na komendę ruszyła jak dzika... i wykonała klasycznego Feneczka, czyli poleciała za daleko i dostawiła się dopiero po moim bardzo groźnym łypnięciu. Podobno sędzina wyraźnie dała wyraz swojemu rozczarowaniu takim wykończeniem. Szkoda. 9 punktów.
Siad w marszu. Nasza nówka, wydawało mi się, że zrobiła bardzo ładnie, ale dostałyśmy 5,5 punktu za zbyt dużą pomoc ciałem z mojej strony, obejście psa ze złej strony (choć dałabym głowę, że szłam dobrze) i... fakt, że obchodzona Ruda wstała i dostawiła mi się do nogi. Pałka.
Chodzenie przy nodze. Ach, smutek wielki i żal. Do tej pory słabo rozumiem, dlaczego tak się stało. Mam hipotezę, że to przez rozpoczęcie chodzenia dwoma kroczkami w tył, których nie umiemy i które próbowałam wspomóc samokontrolą. Dość, że coś nie poszło bardzo i nasze chodzenie, tak piękne i mocne od 14 lutego (zawody treningowe, gdzie Lucie Dostalova dała nam 10 za chodzenie i bardzo je chwaliła), chodzenie, które ma być wyciszaczem i wspieraczem w emocjach, chodzenie, które w każdym innym momencie było piękne, tym razem nie było chodzeniem niemal wcale. 6 punktów i nagroda dla najbardziej zawąchanego psa na ringu, oto co nam przyniosło. Smutek i żal.
Obieganie. I tutaj wyszła i ugryzła mnie w tyłek moja głupota. Za bardzo wyluzowałam i uznałam, że skoro obiegajka (ćwiczona na regulaminowym pachołku dosłownie raz, w kilku powtórzeniach) nam wychodziła, to wyjdzie i na ogromny, zawodowy dystans. No więc nie wyszła. Fenka radośnie pobiegła, zawróciła w połowie i dostawiła się do nogi, bardzo dumna, że obiegła. Co obiegła? Oj cicho, obiegła i już. Udało się w drugim powtórzeniu, z połowy dystansu. A ja pluje sobie w brodę, bo już na etapie przedkomendy widziałam, że Fenka nie patrzy na pachołek, nie rozumie, co ma robić - trzeba było poprawić wtedy i ratować nawet nie punkty, ale treningową wartość ćwiczenia. Głupi błąd. I oczywiste 0 punktów.
Zmiany pozycji. Nie wygłupiałam się tym razem, skróciłam bardzo odległość między nami i robiłam na podwójne komendy (głosowe i optyczne). Jak zawsze, pace łaskawe, kice piękne. 7,5 punktów.
Kwadrat. Okazuje się, że nie uczę się w ogóle na błędach. Radośnie powtórzyłam ten z obiegania, idiotycznie zakładając, że skoro Fence udaje się zrobić kwadrat z połowy zawodowego dystansu, to na pewno zrobi z całego. No nie. Zrobiła z połowy. Ładnie nawet. Szkoda, że w powtórzeniu. 0 punktów i, w retrospekcji, głęboka potrzeba puknięcia się z ten bezmyślny łeb.
Przeszkoda. Tutaj zawodowo - czekanie, skok, dostawienie. 9,5 punktu.
Aport. Bardzo ciekawa rzecz. Jak dla mnie, było typowo-feneczkowo, szybko i z memłaniem koziołka oraz przelotną myślą, że może jednak ucieknie za mnie. Zdaniem sędziny, było zachwycająco energicznie i pięknie, i bardzo chciała w punktacji wyrazić swój zachwyt - oczywiście memłanie i niechętne dostawienie musiało kosztować nas punkty, ale dostałyśmy 7 i mnóstwo ciepłych słów - w karcie stoi "urocze wykonanie".
Wrażenie ogólne. Pełna, okrąglutka 10! Generalnie po starcie każda para dostawała długie omówienie - a przyznać trzeba, że sędzina, Renate Oelze, miała wiele do powiedzenia i naprawdę fajne "oko" zarówno do zalet, jak i niedociągnieć. Dowiedziałam się, że oczywiście mamy niedopracowania, ale jest to kwestia treningu, natomiast pies super (pierwsze pytanie sędziny brzmiało "Ile ona ma lat?" i nastąpiło po nim zdumienie, że aż 4, bo Fenka jest jak szczeniak), wesoły, bardzo energiczny, z chęcią do pracy - i tylko trzeba te fajne cechy przekuć w wykonanie ćwiczeń. I piękne zdanie: "It's a dog that makes the audience smile". Bardzo, bardzo miło się tego słuchało.
Sumarycznie dostałyśmy 200 punktów i zajęłyśmy 14 . miejsce w stawce 21 psów, przy okazji zgarniając nieco wstydliwą nagrodę dla najbardziej zawąchanego psa w ringu.

Wnioski po tym starcie mam w sumie proste: potrzebujemy więcej startów i więcej treningów! Bo bawiłam się super, i podobnie dobrze bawiła się Fenka - i to jest absolutnie najważniejsze.
Ale potrzebujemy więcej treningów, żeby wspomniane przez Renate świetne cechy Fenki przekuć w świetne wykonanie ćwiczeń. Więcej zaś startów potrzebujemy, żeby Ruda oswoiła się z moimi emocjami (bo głowa ogarniała dobrze, ale w ciele mimo wszystko czułam stres), a także, żebym zachowywała zdrowy rozsądek i dobrą ocenę sytuacji. Nie użyłam opracowanej z Jagną metody przechodzenia między ćwiczeniami, która fajnie podtrzymywała Fenkowe skupienie. Dwa razy popełniłam błąd z przeszacowaniem odległości, z której Ruda da radę zrobić ćwiczenie. Dwa razy po nagrodzie socjalnej Fenka zamierała i nie chciała do mnie podejść (to taka jej reakcja na presję, realną lub wyimaginowaną, i na nadmiar jej własnych emocji); wprawdzie udawało mi się ją z tego wybić, ale mogłam zrobić to lepiej (czytaj: bez smakołyków) lub w ogóle do tego nie dopuścić. Czuję, że byłam z nią, byłam dość uważna, ale nie był to ten idealny training bubble, który znam z treningów.
Ogromnie cieszę się z tego startu i płynącej z niego nauki.

Na koniec, będzie tradycyjna fotka pakietu startowego i nagród:



Dziękujemy, Alto! Do zobaczenia za rok!

2 komentarze:

  1. Tak kusisz atmosferą zawodów. Mam nadzieję, że dam radę wystartować w przyszłorocznych! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Startuj startuj, to naprawdę super okazja i przede wszystkim miejsce do startu bez żadnego "obciachu", bez wątpliwości z serii "czy mój pies jest dość dobrze przygotowany", bez spiny. I te pakiety startowe... ;)

      Usuń

Dzięki za komentarz!