sobota, 3 maja 2014

Seminarium obedience z Magdą Łęczycką w Lublinie, 26-27 kwietnia

Zacznę z wysokiego C: są takie wydarzenia, które zmieniają sposób patrzenia na rzeczy radykalnie i czasem na zawsze. I właśnie takie było seminarium obikowe z Magdą. Nieźle, co? =)

Z założenia, semi owo było przeznaczone dla osób na dowolnym poziomie zaawansowania, można było szlifować problematyczne elementy sportowe, ale można było też zająć się problemami z codziennym zachowaniem psa. Dla każdej pary przeznaczono czas na dwa piętnastominutowe wejścia dziennie. Tyle technikaliów.

Jechałam z założeniem, że popracujemy nad elementami obi: wydłużeniem chodzenia przy nodze, zmianami pozycji (szczególnie w parach leż-stój i siad-leż), czymś takim. Okazało się, że do pracy było coś zupełnie innego...
Nasze pierwsze wejście było, delikatnie mówiąc, masakrą. Pogoda nie dopisała, więc zajęcia odbywały się na końskiej hali. A taka hala to zapachy. Miałam więc psa z nosem w zapachach i mną głęboko w... Kiedy potwora udało się ogarnąć, wyszło co innego - przy wymianie zabawkami, kiedy proszę Fenkę o wykonanie komendy, pies wycina się, staje bez ruchu i tyle go widzieli. Przy okazji daje tyle sygnałów, że jej źle i smutno, że płakać się chce. Magda trochę Feniastą zna, mi wydawało się, że znam ją dobrze, ale obie aż taką jazdę w jej wykonaniu widziałyśmy po raz pierwszy i tak oto pierwszy kwadrans minął na dziwieniu się, smuceniu (bardziej ja) i kombinowaniu, jak by Rudą ogarnąć (bardziej Magda).
Drugie wejście lepsze, ale niewiele. Poprawiłam fenkową motywację, ale wycinka przy zabawkach była podobna.
Sumarycznie, pierwszy dzień zdziwił, zszokował niemal, zasmucił (bo ej, myślałam, że mój pies umie rzeczy, a ona nic nie umie i jeszcze schizuje!), zamotał. Dopiero po jakimś czasie (i późnym obiedzie, który był zbawieniem) udało mi się poukładać sprawy w głowie. Pomógł też genialny wykład Magdy (o nim zaraz), obserwacja pracy innych psów, gadanie z ludźmi i te parę godzin snu, które udało mi się urwać.
Wejście drugiego dnia znacznie fajniejsze. Feneczek już mnie tak nie dziwił, miałam pomysły, jak z nią pracować, ogarnęłam się nieco. Nie wspominając, oczywiście, o pomocy Magdy, która wielką była i jest =).

A konkrety? Konkrety są takie, że Fenka wiele umie, ale nie ma zrobionych PODSTAW.
I tutaj, przyznaję, w szoku byłam. Otóż okazuje się, że dopiero wykład Magdy o elementach pracy z psem jasno ułożył mi w głowie, jak takie podstawy wyglądają. Niesamowite jest to, że z Fenkiem chodzimy na różne treningi odkąd skończyła 3 miesiące. Zaczęło się od przedszkola z elementami agility, potem agility, dogoterapia, obi. I trenowali nas naprawdę dobrzy fachowcy. A jednak, nikt nigdy tak jasno, tak prosto nie wyłożył tego, czym są podstawy pracy z psem i jak je osiągnąć - bo owszem, wszyscy powtarzają, motywacja, nagroda, wyciszenie, skupienie, kliker, timing (nie wspomnę o więzi i zaufaniu), ale okazuje się, że nie tylko ja, mimo przeczytanych książek i odbytych szkoleń, do końca nie wiedziałam, jak zbudować to wszystko. Dodatkowo, system podstaw wg Magdy jest genialnie spójny, widać w nim jasno, co jest do czego potrzebne i co z czego wynika. Jak sama Magda mówi, szkolenie psa jest jak nauka czytania: najpierw uczy się alfabetu, potem sylab, całych słów, a z tą wiedzą spokojnie można czytać wszystko. (Specjalnie nie piszę, jak system ten wygląda, bo wydaje mi się to nie do końca fair - jeśli ktoś bardzo chce wiedzieć, zapraszam na seminarium.)
A Feneczki "czyta" nieco "od tyłu". Umie kilka słów, które sprawiają, że jakoś (i czasem bardzo nieźle) się komunikujemy, ale widzi je jak obrazki, gdyż nie zna liter (no, może kilka zna, ale nieliczne). Z tego powodu nie umiemy razem osiągnąć wielu rzeczy - bo Feneczek nie umie czytać; a nie umie, bo jej nie nauczyłam.

I co teraz?
Najpierw miałam moment rozpaczy, w stylu "gdyby tylko taka Magda zrobiła to seminarium trzy lata temu!". Potem smutną konkluzję "Fenek jest jaki jest, coś z nią porobię, za to następnego szczeniaka to dopiero wychowam!". A potem doszłam do wniosków wreszcie konstytutywnych: że przecież na nic nie jest za późno. Że mogę z Fenką pracować jak ze szczeniakiem. Przecież nie jest tak, że jest psem totalnie popsutym - ma wiele fajnych zachowań, ma popędy, znamy się dobrze - pracą da się cofnąć do nauczenia jej podstaw. Czasem będzie to ciężka praca przy naprawianiu starych błędów, czasem pewne rzeczy da się zrobić łatwiej, bo częściowo je mamy. Do roboty!
Wiele rzeczy mnie do tego zmotywowało. Pomógł widok biednego, nieogarniającego swoich emocji Feneczka i chęć, żeby jej to ogarnianie ułatwić (są na to sposoby, wiem już jakie). Pomógł spójny i prosty system podstaw. Pomogła motywacja w postaci informacji, że psy zawodnicze w Skandynawii mają po 7, 8 lat, więc nic straconego ;). Pomogła fantastyczna energia od ludzi, których na semi spotkałam. Pomogło wreszcie święte oburzenie, z jakim Magda spytała jednej z uczestniczek, czy "naprawdę czasem wychodzi z psem bez smakołyków?!". Pomógł wreszcie ten filmik:


na którym wyraźnie widać, że mimo strasznych braków Feneczek jest psem o masie zalet (ten zaciesz, ta prędkość, to, jak się cudownie stara...).

Niedługo mija tydzień, jak zasuwamy zmienionym systemem. Widzę już drobną poprawę, ale udaję, że jej nie ma, bo za łatwo odpuszczam sobie po pierwszych sukcesach. Pierwszy duży sprawdzian czeka nas w połowie lipca, na obozie. Ale wierzę, że będzie super, bo wreszcie ktoś pokazał mi, jak pracować skutecznie i w ogóle nad czym pracować.
Dzięki, Magda!

1 komentarz:

  1. Doskonale Cię rozumiem, chociaż mamy inne psy i same pewnie jesteśmy inne.
    Zaca adoptowałam dwa miesiące temu ze schroniska, ma trzy lata. Nie mam pojęcia czy prędzej ktoś z nim pracował i w ogóle jaką ma przeszłość, ale skupiam się na teraźniejszości.
    Zac ma taki sam problem a propos zapachów, Po prostu znika i go nie ma.
    Strasznie zafascynowało mnie obedience i obecnie jestem w trakcie nauki fundamentów, jednak tylko to, co udało mi się wyszperać w internecie. Na seminarium jeszcze żadne nie pojadę, bo nie umiemy prawie nic. :)
    Ale właśnie też sobie uświadomiłam to, o czym piszesz. Tylko metodą małych kroczków da się cokolwiek osiągnąć. Przecież my sami zaczynaliśmy naukę czytania od nauki alfabetu (świetnie ujęte!).

    Bardzo spodobał mi się ten post i wyciągnęłam z niego też kilka wniosków. Fajnie, że trafiłam na Twojego bloga i zdecydowanie częściej będę tu wpadać.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz!