piątek, 27 listopada 2015

Gdzie jesteśmy z tymi obikami?

Podsumowań czas...

Udało mi się w końcu odwiedzić ZKwP, w którym worek złota zamieniłam na kilka papierków. Niby słaby deal, ale dzięki temu manewrowi mam psa w końcu zarejestrowanego i to jako rasowego tollera. Otworzyło mi to - wreszcie - drzwi do oficjalnych zawodów.
Grudzień zaś okazał się wyjątkowo łaskawy dla obikowców: poza Altowymi Treningowymi, które już chyba na stałe wpisały się w kalendarz imprez-których-nie-można-przegapić, 13 grudnia są zawody w Gamratce. I tutaj już nie było w ogóle miejsca na zastanowienie, bo to pod domem, bo jeszcze w tym roku (w którym naprawdę chciałam zadebiutować), a i sędzia podobno miły.

Mamy więc przed nami trzy weekendy i dwa starty w zawodach. Żeby było zabawniej, Altowe są na hali i startujemy w klasie 1, a Gamratka to zerówka na otwartej przestrzeni. Variety is the spice of life!

Gdzie więc jesteśmy u progu tak intensywnego okresu? W ciekawym punkcie.
Z jednej strony, od połowy sierpnia pracuję na stałe, po 8 godzin dziennie plus czasem korepetycje, a czasem przedłużające się zebranie. Dni złośliwie robią się coraz krótsze, pogoda coraz gorsza, co wszystko składa się na to, że bardzo trudno mi znaleźć zbalansowany system dbania o psa. Staram się pójść na jeden trening w tygodni, staram się układać weekendy pod Fenkę, ale czuję bardzo mocno, że to za mało - zresztą wiedzą to chyba wszyscy, którzy poważnie podchodzą do jakiegokolwiek sportu.
A jednak, byłyśmy na hali w zeszły tygodniu i wczoraj. I okazało się, że owszem, Rudy Prosiak czasami wycina się, gdy poczuje za dużą presję (i bardzo od niej zależy, co uzna za presję - czasami jest to na przykład stanie przed nią). Na szczęście Magda już podrzuciła nam metodę poradzenia sobie z tym (chociaż oczywiście zobaczymy, ile czasu zajmie, zanim zadziała).
Poza tym, prawdopodobnie z powodu niewielkiej liczby zajęć, Fenek MA EMOCJE. I jest ich dużo, Mnóstwo wręcz. Ale ale, zmiana, którą widzę, polega na tym, że jej emocje nie stoją na przeszkodzie wykonywaniu zadania, ba, wręcz z nim współgrają! Fenka nie jara się wszystkim, nie ma ataków emocji z kosmosu; zamiast tego bardzo wyraźnie jara się robotą, ćwiczeniami, pracą. I oczywiście, to także nie jest stan idealny i wyobrażam sobie, jak za kicanie i pojękiwanie sędziowie pięknie obcinają nam punkty - ale jest lepiej, niż było kiedyś, kiedy ekscytacja stawała w poprzek rudego mózgu i uniemożliwiała mu spójne sterowanie ciałkiem.
Do tego mam wrażenie, że - słowami Magdy - motywacja, zresztą bardzo zewnętrzna, przeobraziła się w autentyczne zaangażowanie Fenuta w pracę. Od dłuższego już czasu pracuję bez saszetki i spódniczki treningowej, z żarciem w kieszeni albo na nagrodę całkowicie odłożoną. I widzę, jak wspaniale przekłada się to na pracę Fenki, z którą nie muszę już wojować, żeby nie odpłynęła, kiedy smakołyki nie płyną równym strumieniem. Zrobienie na hali całego przebiegu zerówkowego bez żadnej nagrody okazało się sprawą bardzo prostą, niemal naturalną - wprawdzie ćwiczenia wyglądały różnie (z wielu względów) i na pewno mamy masę obszarów do rozwoju, ale nie było pogarszającej się z każdą chwilą jakości pracy. Fence chce się robić, chce być ze mną. Uważam to za ogromny sukces.

Czego spodziewam się po zawodach?
Na Altowych chce się po prostu dobrze bawić. Będzie to nasza najpierwsza jedynka, w dodatku wg nowego regulaminu. Części ćwiczeń po prostu nie mamy (stój w marszu jest dla Fenki zagadką nie do rozkminienia na razie), część pojawiła się nagle, wręcz magicznie, więc nie do końca jej ufam (siad w marszu znikąd na przykład), a obieganie takie, jak na zawodach, zrobiłam w jeden trening (wczoraj) i podejrzewam, że Fenka może uznać, że nie chodzi o obieg, a o targetowanie pachołka wszystkimi łapkami (przez co wygląda jak oszalały kangur i jest to raczej zabawne, ale mocno nieregulaminowe). Jedziemy więc po wór prezentów z pakietu startowego i poza tym towarzysko (ja) i jak na trening (ja i pies). Tyle.
Co do Gamratki zaś... no nie ukrywam, chciałabym tym startem zaliczyć zerówkę, żeby mieć ją z głowy, bo wisi nade mną od tak dawna... Ale będzie, co ma być. Niby mamy doświadczenie ćwiczeń na trawie przede wszystkim, niby wszystkie elementy wałkowałyśmy po 1500 razy, ale nie wiem, co Rudej zrobią moje emocje, co zrobi różnica między startem a treningiem i, wreszcie, co zrobi jej mózg. Plus ostatnio postanowiła podrzucać aport w pysku zamiast go mielić, a "pac" wygląda jak wygląda. Więc będzie co ma być, w końcu to debiut.

Tym niemniej, podsumowując, jaram się wielce małymi/niemałymi rzeczami, które mamy, przede wszystkim rudym zaangażowaniem. Fajny jest ten pieseł.